Sprawa dyscyplinarna prokuratora, który uczestniczył w demonstracji. Sędzia kazała legitymować publiczność
Sąd dyscyplinarny legitymował podczas dyscyplinarki prokuratora część publiczności i wpisywał dane uczestników do protokołu. Mediom nie pozwolono na rejestrację sprawy.
Tekst pochodzi z Gazety Wyborczej, gdzie opublikowany został 4 lutego 2019 roku. Dziękujemy za możliwość jego przedruku na naszych łamach.
W poniedziałek przed sądem dyscyplinarnym przy prokuratorze generalnym stanął prokurator Piotr Wójtowicz. Przed nastaniem „dobrej zmiany” był szefem Prokuratury Okręgowej w Legnicy, miał tytuł prokuratora prokuratury apelacyjnej. Po przejęciu władzy przez Zbigniewa Zbiorę został zdegradowany i oddelegowany do pracy w prokuraturze rejonowej.
Sprawę dyscyplinarną wytoczono mu za uczestnictwo w manifestacji w obronie niezależności sądownictwa w lipcu 2017 r. Protest przed Sądem Okręgowym w Legnicy relacjonowały lokalne media. W relacjach dziennikarze przytoczyli nieautoryzowaną wypowiedź Wójtowicza: „Nie mam nic do stracenia. A co mi zrobią? Przeniosą do Ełku? – próbuje żartować Wójtowicz, któremu od dawna nie jest już jednak do śmiechu. Podobnie jak wielu sędziom, którzy – póki co – w trosce o zachowanie bezstronności i niezawisłości odcinają się od politycznej burzy”.
We wrześniu 2018 r. zastępca rzecznika dyscyplinarnego umorzył postępowanie dotyczące Wójtowicza. Uznał, że czyny prokuratora były „znikomo szkodliwe”. Wtedy do akcji wkroczył Bogdan Święczkowski, prokurator krajowy, bliski współpracownik Zbigniewa Ziobry, od dawna związany z PiS. W odwołaniu od umorzenia sprawy przekonywał, że prokurator naruszył zasadę apolityczności prokuratury i osłabił zaufanie do swej bezstronności.
Incydenty w sądzie
Obwiniony prokurator i jego obrońca pierwszy raz stawili się przed sądem dyscyplinarnym w grudniu. Chroniący budynek funkcjonariusze Służby Więziennej nie wpuścili ich jednak do środka. Nie pozwalali też wejść dziennikarzom „Wyborczej” oraz TVN, a także grupie ok. 15 osób, które chciały uczestniczyć w sprawie w charakterze publiczności. Od dziennikarzy strażnicy zażądali zdeponowania telefonów, tłumacząc, że dostali takie polecenie „z góry”. Ustąpili dopiero po kwadransie negocjacji.
Kiedy po ok. 20 minutach wywołano sprawę prokuratora Wójtowicza, przewodnicząca sądu dyscyplinarnego Elżbieta Krężołek wylegitymowała dziennikarzy i nie wyraziła zgody operatorom TVN 24 oraz Video-KOD na rejestrację dźwięku i obrazu. Publiczność wypytywała, czy są członkami jakiejś organizacji, na przykład KOD. Po czym oświadczyła, że sprawa dyscyplinarna prokuratora już trwa, a obwiniony i jego obrońca nie stawili się na czas.
Wójtowicz zaprotestował. Jego obrońca zauważył, że w międzyczasie do budynku wpuszczono przewodniczącą sądu, która musiała zauważyć pod drzwiami obwinionego i jego obrońcę, których już znała. Zawnioskował też o zabezpieczenie nagrania z monitoringu.
– Z tego, że panów nie było, sąd nie wyciąga negatywnych wniosków, bo potem państwu zostało zreferowane, co miało miejsce podczas państwa nieobecności. Oznacza to, że nie naruszono prawa do sądu – zapewniała prokurator Krężołek.
Z tym nie zgodził się obwiniony. Złożył wniosek o wyłączenie całego składu orzekającego. W styczniu sąd dyscyplinarny tego wniosku nie uwzględnił.
Publiczność pokazuje dokumenty
We poniedziałek na kolejną sprawę dyscyplinarną wpuszczono samego obwinionego prokuratora Wójtowicza, jego obrońcę i publiczność. Znów doszło jednak do incydentów. Sąd dyscyplinarny nie pozwolił TVN, „Wyborczej” i Video-KOD rejestrować sprawy. Przewodnicząca sądu dyscyplinarnego prokurator Elżbieta Krężołek poinformowała, że podstawą prawną decyzji jest art. 357 par. 1 kpk „a contrario”. Problem w tym, że zgodnie z tym przepisem sąd zezwala (a więc ma obowiązek zezwolić) przedstawicielom mediów na dokonywanie utrwalenia obrazu i dźwięku z rozprawy (zobacz film tutaj).
Sprawę Wójtowicza – a konkretnie odwołanie prokuratora krajowego od umorzenia postępowania – rozpatrywano nie na rozprawie, lecz na posiedzeniu. Decyzją sądu dyscyplinarnego posiedzenie było jednak jawne. – Skoro tak, to zgodnie z art. 95b par. 3 kpk stosuje się odpowiednio rozdział 42 tego kodeksu. Zatem stosuje się także ów art. 357 ar. 1 kpk mówiący o zgodzie na rejestrację dla mediów. – tłumaczy karnista sędzia Piotr Gąciarek, który w charakterze publiczności obserwował przebieg dyscyplinarki Wójtowicza.
Prokurator Krężołek zdecydowała też o wylegitymowaniu dziennikarzy oraz części publiczności. Kiedy obecna wśród publiczności sędzia Małgorzata Kluziak, była prezes Sądu Okręgowego w Warszawie, zapytała o podstawę prawną, prokurator Krężołek nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Odmówiła także wpisania przebiegu czynności do protokołu. Z nieznanych powodów przerwała jednak nagle legitymowanie pozostałej części publiczności.
Bez dowodu z nagrań wideo
Podczas sprawy sąd włączył do akt notatkę pracowników sekretariatu, którzy wskazywali, że na grudniową sprawę obwiniony i jego obrońca nie zostali wpuszczeni, bo pracownicy ich nie rozpoznali. Zdaniem prokuratora Wojtowicza notatka wskazuje na okoliczności, które nie miały miejsca.
– Nieprawdą jest, że pracownicy sekretariatu i ochrony nie mogli rozpoznać mnie i mojego obrońcy. Nikt nas nie pytał o tożsamość. Nikt do nas nie wychodził. Pracownicy nie mogliby mnie rozpoznać także z innego prostego powodu – nigdy tu wcześniej nie byłem, także nie byliby w stanie mnie rozpoznać – wskazywał przed sądem prokurator Wójtowicz.
Wnosił o przeprowadzenie całego postępowania odwoławczego od początku. Sąd wniosku nie uwzględnił. Podobnie jak nie zgodził się na przeprowadzenie dowodu z nagrań TVN i Video-KOD na dowód tego, że – wbrew treści notatki pracowników sekretariatu – obwiniony i obrońca celowo nie zostali wpuszczeni do sądu na grudniową sprawę. Decyzja sądu była o tyle zaskakująca, że na oględziny nagrań TVN i Video-KOD zgodził się nawet pełnomocnik prokuratora generalnego prokurator Janusz Marcysiak. Wnosił on o uwzględnienie wniosku obrońcy i obwinionego, by wyjaśnić przebieg grudniowego posiedzenia. Sąd nie dał się jednak przekonać i uznał, że nagrania TVN i Video-KOD „nie mają znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy”, a to, że „strona nie uczestniczyła w posiedzeniu, nie będzie powodowało dla niej ujemnych skutków”. Sprawę odroczono do marca.
Obwiniony prokurator jak Józef K.
Sposobem procedowania byli oburzeni prokuratorzy i sędziowie, którzy przyglądali się przebiegowi sprawy. Zarzucają, że naruszono prawo do sądu i obrony obwinionego, a także zasadę jawności postępowań dyscyplinarnych prokuratorów.
– Przykro było patrzeć, jak sąd złożony z prokuratorów nie potrafił uzasadnić prawnie podejmowanych decyzji. Wszystko wyglądało jak jakiś groteskowy teatr, w którym obwiniony prokurator jest traktowany jak Józef K. z „Procesu” Kafki. Miałam wrażenie, że decyzja sądu już zapadała, a wnioski obrońcy i obwinionego nie mają żadnego znaczenia – komentowała sędzia, która przyglądała się sprawie z ramienia Komitetu Obrony Sprawiedliwości.
– Prokuratorski sąd dyscyplinarny składa się z osób, których los zależy od oskarżyciela, czyli prokuratora generalnego. W obecnych okolicznościach bycie niezawisłym sędzią dyscyplinarnym jest aktem odwagi – uważa prokurator Krzysztof Parchimowicz, prezes stowarzyszenia Lex Super Omnia.
Dodaje, że większość sędziów dyscyplinarnych to prokuratorzy funkcyjni, którzy otrzymują dodatki do pensji. – Sądzą pod presją utraty funkcji i pieniędzy – mówi Parchimowicz.