Pseudolikwidacja Izby Dyscyplinarnej. Czy Bruksela przymknie oko na oszukańczą ustawkę?
Miejmy nadzieję, że Komisja Europejska nie da się nabrać na tak prostacką ustawkę, bo oznaczać to będzie zdradę polskich niezależnych sędziów. Niezależnych wbrew instytucjonalnej przemocy, a tylko siłą swojej odwagi i uczciwości. Ustawka ta miała formę popularnego kanonu fabularnego pt. „Zły i dobry gliniarz”. Minister Ziobro odgrywał rolę złego gliniarza, który szedł […]
Miejmy nadzieję, że Komisja Europejska nie da się nabrać na tak prostacką ustawkę, bo oznaczać to będzie zdradę polskich niezależnych sędziów. Niezależnych wbrew instytucjonalnej przemocy, a tylko siłą swojej odwagi i uczciwości.
Ustawka ta miała formę popularnego kanonu fabularnego pt. „Zły i dobry gliniarz”. Minister Ziobro odgrywał rolę złego gliniarza, który szedł na całość: odrzucał wszystkie warunki Unii Europejskiej, chciał utrzymać status quo, w tym tzw. Izbę Dyscyplinarną, i na dodatek zapowiadał dalszą akcję walca idącego przez polskie sądy („spłaszczenie” wymiaru sprawiedliwości jako pretekst dla generalnej czystki). Plus pokazanie palca Unii Europejskiej przez wstrzymanie wpłat członkowskich przez Polskę, co oczywiście byłoby najbardziej ostentacyjną formą zainicjowania polexitu.
Z kolei Andrzej Duda odegrał rolę dobrego gliniarza: rozwiązał Izbę, a na dodatek proponował test bezstronności sędziów, rzekomo idący naprzeciw wątpliwościom dotyczącym sędziów mianowanych na wniosek neo-KRS (przez samego Andrzeja Dudę, dodajmy). Ten teatrzyk był powtórzeniem niemal 1:1 analogicznej sztuczki z roku 2017, kiedy zły gliniarz Ziobro zaproponował trzy koszmarne ustawy pakietu sądowego (o Sądzie Najwyższym, Krajowej Radzie Sądownictwa i ustroju sądów powszechnych), z których dwie pierwsze zostały zawetowane przez dobrego gliniarza Dudę, by zostać następnie przez niego potulnie zaakceptowane z minimalnymi, kosmetycznymi poprawkami.
Zmiany bez zmiany
Dzisiaj dobry gliniarz Duda zaproponował takie zmiany, by nic się nie zmieniło. Izbę Dyscyplinarną przemianował na Izbę Odpowiedzialności Zawodowej, co ma mniej więcej takie znaczenie, jak gdyby hiszpański Trybunał Świętego Urzędu Inkwizycji przemianować na Izbę Doskonalenia Moralnego. Zmienił tryb jej powoływania, ale w taki sposób, by zapewnić sobie pełną kontrolę nad jej składem, bo z 33 wylosowanych sędziów obecnego SN to on sam miałby sobie wybrać szczęśliwą jedenastkę. Przy arytmetyce dzisiejszego SN daje to gwarancję, że powoła wyłącznie „swoich” sędziów.
Na koniec, obecni tzw. sędziowie tzw. Izby Dyscyplinarnej będą mieli opcję albo przejścia w stan spoczynku (z bajecznymi emeryturami, liczonymi od gigantycznych pensji w tejże Izbie), albo zostaną „rozproszeni” po innych izbach obecnego SN. Skutek będzie taki, że zamiast zamknięcia i otoczenia starannym kordonem sanitarnym w swojej części budynku, trefni sędziowie znajdą się wśród „starych” sędziów i ten niemiły zapach rozejdzie się po całym Sądzie.
Dobry gliniarz Duda chciał jeszcze wprowadzić tzw. test bezstronności, dający stronom postępowania prawo wnioskowania o odsunięcie danego sędziego, ale PiS w ostatniej chwili pokazał panu prezydentowi, że za bardzo zerwał się ze smyczy. Stosowna poprawka została wycofana, nie bacząc na upokorzenie Dudy, który jest wszelako do takiego traktowania przyzwyczajony (casus prezesury Jacka Kurskiego w TVP). Ale to nie ma żadnego znaczenia, bo ten test i tak był niemożliwy do wykonania (strona procesowa miałaby kilka dni na jego przeprowadzenie, co jest niemożliwością), a na dodatek był obwarowany warunkiem, że nie może polegać wyłącznie na dowodach dotyczących sposobu powołania danego sędziego. To tak, jakby test na złodziejstwo nie mógł polegać na wykazaniu faktu kradzieży.
Warunki KE nie zostały spełnione
Lekko wykastrowana ustawa dobrego gliniarza, jeśli po poprawkach lub odrzuceniu przez Senat zostanie przez Sejm ostatecznie przyjęta (a będzie), nie realizuje wymogów Unii Europejskiej, stanowiących warunek uruchomienia funduszu Programu Odbudowy. Jak jasno wynika zarówno ze skarg Komisji, jak i wyroków TSUE, a w szczególności kluczowego wyroku z 15 lipca 2021, tzw. Izba jest tylko najbardziej szkaradnym i widocznym, ale nie jedynym defektem polskiego wymiaru sprawiedliwości przebudowanego przez duet Ziobro-Duda.
Trzy inne skandaliczne regulacje to:
- całościowy system dyscyplinarny, na wszystkich szczeblach wymiaru sprawiedliwości, pozwalający na prześladowanie sędziów za ich wyroki i postanowienia (jak napisał TSUE w wyroku, polskie przepisy dopuściły, „aby w przypadku sędziów sądów powszechnych treść orzeczeń sądowych mogła być kwalifikowana jako przewinienie dyscyplinarne”;
- ustawa kagańcowa, dająca władzy wykonawczej prawo karania sędziów za to, że właściwie wykonują swoje obowiązki (np. kierując pytania prejudycjalne do TSUE);
- neo-KRS, która została tak zbudowana, że zapewnia władzy wykonawczej (działającej przez swoją większość parlamentarną) pełny wpływ na sędziowski skład neo-KRS, a zatem na całość tej Rady. Jak napisał TSUE w swym lipcowym wyroku z 2021, okoliczności powołania i funkcjonowania KRS „mogą budzić uzasadnione wątpliwości co do niezależności KRS i jej roli w procesie nominacyjnym takim jak ten, który doprowadził do powołania członków Izby Dyscyplinarnej”. Co zresztą doskonale widzimy w najnowszej odsłonie neo-KRS, z koleżanką ministra Ziobry na czele Rady.
W Brukseli dobrze wiedzą, co jest grane
Z moich rozmów i obserwacji wynika, że czołowi decydenci w Komisji Europejskiej doskonale sobie z tego wszystkiego zdają sprawę. Problem nie polega więc na braku wiedzy: nikt w Brukseli nie jest tak naiwny, by dać się oszukać premierowi Morawieckiemu czy ministrowi Szymańskiemu.
Problem polega na woli politycznej: na ile w Komisji przeważy desperacka chęć, by dostać jakikolwiek pretekst dla uznania, że Polska – w odróżnieniu od Węgier, które po agresji Putina na Ukrainę stały się europejskim pariasem – jest OK i pieniądze mogą zostać wreszcie odblokowane.
Jeśli stanie się to drugie, będzie to nie tylko akt hipokryzji i oportunizmu, ale przede wszystkim pokaże, że polscy obrońcy praworządności, a w szczególności niezależni sędziowie i garstka odważnych prokuratorów, nie liczą się i można ich rzucić na pożarcie. Wtedy może się okazać, że wcale nie warto aż tak walczyć o miejsce Polski w Unii – w takiej Unii.