Zaostrzenie kodeksu karnego, czyli pedofilia wyborcza
Od lat najpopularniejszą reakcją polityków na bulwersujący problem - od pijanych rowerzystów po morderców i pedofilów - jest zaostrzenie prawa. A właściwie po co uchwalać nowe prawo, skoro stare jest nieużywane?
Poniższy tekst został opublikowany w Gazecie Wyborczej 17 maja 2019 roku. Archiwum Osiatyńskiego dziękuje za możliwość jego przedruku.
Od lat najpopularniejszą reakcją polityków na bulwersujący opinię publiczną problem jest zaostrzenie prawa. Nigdy nie rozwiązało to żadnego problemu, najczęściej stwarzało nowe.
Zaostrzenie np. kar dla pijanych rowerzystów zalało takimi sprawami prokuratury i sądy, a skazanymi – więzienia. W końcu przepis zniesiono, a skazanych pozwalniano.
Podobny problem spowodowała penalizacja w 2000 r. posiadania najmniejszej ilości narkotyku. Tysiące młodych ludzi figuruje teraz w rejestrze skazanych, co utrudnia im karierę zawodową. Jednak najgorszą plagą, którą ten zakaz wywołał, jest niezwykły wzrost popularności dopalaczy, dużo groźniejszych niż narkotyki. Za ich posiadanie nie odpowiada się karnie, więc po co ryzykować kryminał, kupując niegroźnego dla zdrowia skręta marihuany, skoro można kupić dopalacz, za którego posiadanie nic nie grozi.
Kolejne prawo: „lex Trynkiewicz”, na mocy którego stworzono m.in. ośrodek w Gostyninie, by dożywotnio zamykać tam osoby podejrzewane o to, że mogą ponownie popełnić groźne przestępstwo. Przepisy wprowadzono tak pospiesznie, że dziś do Gostynina trafiają osoby przypadkowe, ośrodek rządzi się według prawa ustalonego przez dyrektora, warunki są cięższe niż w najcięższym więzieniu, w jednoosobowych pokojach jest po osiem osób, właśnie szerzy się tam odra, a chorych nie można zabrać do szpitala.
Najnowszym przepisem wprowadzonym w celu załatwienia nagłego problemu władzy jest zmiana prawa oświatowego tak, żeby wójt lub prezydent miasta mogli wyznaczyć osobę, która dokona klasyfikacji uczniów w razie strajku nauczycieli. Jeśli ten przepis zostanie użyty, spowoduje chaos, bo taka klasyfikacja z pewnością będzie prawnie kwestionowana. Dziś już kwestionowane są orzeczenia wydawane przez dublerów w Trybunale Konstytucyjnym czy neosędziów nominowanych przez neo-KRS.
Można by długo wymieniać przykłady toksycznych lex casus. Prof. Ewa Łętowska nazywa to syndromem konduktorki. To anegdota z czasów PRL, gdy władza wzburzona wyrzuceniem przez chuliganów konduktorki z jadącego pociągu zarządziła wpisanie do kodeksu karnego przestępstwa wyrzucenia człowieka z pociągu, oczywiście odpowiednio surowo karanego. Władza uznała, że skoro konduktorka została wyrzucona, to prawo nie jest wystarczające.
Dziurawy rejestr pedofilów
Dokładnie to samo robią politycy teraz. PiS proponuje zaostrzenie kary za gwałt pedofilski do 30 lat, mimo że nikt poważny nie kwestionuje dziś tego, iż wysokość kary nie działa odstraszająco. Działa tak jej nieuchronność.
Co charakterystyczne, PiS nie zaproponował podniesienia kar za inne niż gwałt wykorzystanie seksualne dziecka. Ale księża dokonują wobec dzieci najczęściej właśnie „innych czynności seksualnych”. Dlatego nie odnotowuje ich słynny rejestr pedofilów, którym PiS tak się chwali (notabene: statystyki nie potwierdzają, by po uruchomieniu rejestru zmalała liczba przypadków przestępstw, za które się do niego trafia). W dodatku minister sprawiedliwości zagwarantował sobie prawo decydowania, kogo umieści, a kogo nie w tym rejestrze. Nie wiemy, czy i jak z tego korzysta.
Prawo nieegzekwowane
PiS i PO chcą zniesienia przedawnienia przestępstwa zgwałcenia dziecka. Teraz nie przedawniają się tylko zbrodnie przeciwko ludzkości i zbrodnie funkcjonariuszy publicznych popełnione w związku z pełnieniem obowiązków (np. tortury czy bezprawne uwięzienie). Można dowodzić, że takie zgwałcenie jest nie mniej drastyczne. Ale co w takim razie np. z zabójstwem z przyczyn zasługujących na szczególne potępienie?
Poza tym instytucja przedawnienia służy daniu drugiej szansy. Jeśli przez dziesięć lat (taki jest dziś okres przedawnienia w przypadku gwałtu na dziecku) ktoś nie popełnia przestępstwa po raz drugi, czy nie zasługuje na szansę? Tym bardziej że nie wyklucza to roszczenia cywilnego – o odszkodowanie. Od Kościoła i samego sprawcy.
W dodatku ten brak przedawnienia znowu nie będzie dotyczył większości przypadków księży wykorzystujących dzieci, bo przestępstwo „innych czynności seksualnych” będzie się nadal przedawniać po pięciu latach.
I wreszcie propozycja, żeby sąd musiał orzekać dożywotni zakaz pracy z dziećmi. Można to rozważyć. Tylko po co, jeśli tego zakazu nie będzie się egzekwować? Księdzu Dariuszowi Olejniczakowi z filmu braci Sekielskich, który miał taki zakaz po odbyciu kilku lat więzienia, Kościół powierzył rekolekcje z dziećmi, prokuratura – zawiadomiona o tym w lutym – postępowanie wszczęła dopiero w połowie kwietnia.
Przepisów nie trzeba zmieniać, wystarczy je stosować
Gdyby politycy PiS szczerze chcieli zrobić coś dla zwalczania pedofilii w Kościele, powinni egzekwować istniejące prawo. Mają władzę nad policją i prokuraturą, więc nic łatwiejszego.
Skoro prawdziwym problemem jest ukrywanie sprawców przez Kościół i dopuszczanie ich do pracy z dziećmi, można korzystać z art. 160 kodeksu karnego, który mówi o narażeniu na bezpośrednie niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu (także psychicznym). W szczególności – jeśli „na sprawcy ciąży obowiązek opieki nad osobą narażoną”. Ten przepis jak ulał pasuje do przenoszenia pedofilów z parafii do parafii.
Podobnie jak art. 162 kk – nieudzielenie pomocy człowiekowi znajdującemu się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – pasuje do ignorowania przez biskupów doniesień o krzywdzeniu dzieci i do wymuszania przysięgi milczenia składanej na Biblię.
Można też uznać za pomocnictwo do przestępstwa, jeśli ktoś „wbrew szczególnemu obowiązkowi zaniechaniem ułatwia innej osobie jego popełnienie” (art. 18 kk).
Wreszcie art. 240 kk uznaje za przestępstwo niezawiadomienie organów ścigania o zgwałceniu lub wymuszeniu innej czynności seksualnej.
Przekazany papieżowi Franciszkowi raport fundacji Nie Lękajcie Się oraz film braci Sekielskich wystarczy potraktować jako informacje o możliwych przestępstwach i wszcząć śledztwo z urzędu. I nie trzeba żadnych specjalnych kościelno-polityczno-społecznych komisji, by dotrzeć do kościelnych dokumentów. Oficjalnie wszczęte śledztwo daje organom ścigania dostęp do nich – oczywiście z wyłączeniem tajemnicy spowiedzi.
Tę drogę postępowania można zalecić także opozycji, jeśli przejmie władzę. Wystarczy stosować już istniejące prawo i zerwać sojusz ołtarza z tronem, który trwa w Polsce już od 30 lat.
Podoba Ci się ten artykuł? Zapisz się na newsletter Archiwum Osiatyńskiego. W każdą środę dostaniesz wybór najważniejszych tekstów, a czasem również zaproszenia na wydarzenia.
W tym tygodniu obchodzimy drugą rocznicę śmierci profesora Wiktora Osiatyńskiego. Przeczytaj jak działa Archiwum Osiatyńskiego i dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia. Udostępnij zbiórkę znajomym i pomóż nam dalej realizować pomysł Profesora! Dołącz do zbiórki na Archiwum Osiatyńskiego https://pomagam.pl/archiwum2019