Łętowska odsłania diabelską alternatywę, wobec której władze stawiają lekarzy i sędziów
Wyrok TK Julii Przyłębskiej paraliżuje wolę, demoralizuje lekarzy, wyzwala w nich nie empatię, lecz bierność i obojętność na zdrowie kobiet. Podobnie ustawa kagańcowa ma wyzwalać w sędziach niechęć do kierowania się prawem europejskim. Uzasadnia to sofizmat, że to zapisane w Konstytucji prostu jest, więc nie ma się co czepiać.
Państwo i prawo nie powinno stawiać człowieka w obliczu diabelskiej alternatywy, gdzie każde zachowanie jednostki oznacza konflikt obowiązków i wartości. A jeżeli już tak się dzieje, nie powinno stymulować zachowań pozbawionych empatii czy oportunistycznych.
Oto dwa drastyczne przykłady, gdy prawo i praktyka jego stosowania stymuluje takie właśnie złe zachowania – ale tych przykładów można dać więcej.
Prawo skłania lekarza do postępowania asekuranckiego, kosztem pacjentki
Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego (K1/20) z października 2020, wykreślającym przesłankę embriopatologiczną jako decydującą o dopuszczalności aborcji, lekarze znaleźli się w diabelskiej alternatywie.
Przerwanie ciąży jest dopuszczalne, gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu lub nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu (do chwili, gdy płód zyska możliwość samodzielnego przeżycia poza organizmem kobiety ciężarnej).
Sytuacja w wyniku wyroku paraliżuje wolę, demoralizuje lekarzy, a koszty płacą kobiety. Istnieje bowiem związek między wyrokiem K1/20, nic-nie-robieniem Sejmu po tym wyroku (nota bene idącym dalej, niż oficjalny wniosek, podobno mający na celu tylko trisomię), polityczną eksploatacją wyroku i opieszałością lekarzy „bojących się na zapas”.
Aborcja jest (i była przed orzeczeniem K1/20) dopuszczalna z uwagi na zagrożenie życia (zdrowia) kobiety. Ale decyzja o podjęciu na czas decyzji o ratowaniu matki dawniej nie była krępowana obawą, że dokonując aborcji lekarz narazi się (co najmniej) na konieczność tłumaczenia się i wyjaśnień. Bo dokonując aborcji mieścił się w ramach wyjątku dotyczącego płodu, skoro przerwanie ciąży embriopatologicznej nie było dla lekarza karalne.
Po wyroku decyzja trudniejsza. Lekarz, dokonując aborcji embriopatologicznej, działa w warunkach zwiększonego ryzyka. Chroni go tylko zakres wyjątku dotyczącego zdrowia i życia kobiety.
Prawo systemowo skłania go więc do postępowania nadmiernie asekuranckiego, kosztem zdrowia pacjentki.
Obrońcy wyroku TK powiadają, że winni są opieszali lekarze. Bo i dawniej, i teraz zagrożenie kobiety życia i zdrowia kobiety jest przesłanką aborcji, no i nie ma wyroków skazujących lekarzy, czego zatem się bać?
Sojusznikiem w poszukiwaniu winy przede wszystkim w oportunizmie lekarzy, są – paradoksalnie – kręgi nastawione „pro choice”, które dobrze pamiętają, że zaostrzenie przepisów antyaborcyjnych zaczęło się już w 1991 roku. Wtedy to Kodeks Etyki Lekarskiej (a więc akt samorządu lekarskiego uchwalony przez społeczność samorządową) groził usunięciem z zawodu lekarzom dokonującym aborcji zgodnej z ówcześnie panującym prawem państwowym. I dopiero później nastały wyroki TK ograniczające wyjątki dopuszczające aborcję.
Jednakowoż błędem jest ujmowanie sprawy w kategoriach zero jedynkowych: „albo winny system” albo „winni lekarze”. Tragedia z Pszczyny – ujawnia MECHANIZM, gdzie trzeba i systemu, i indywidualnego oportunizmu lekarza.
System jest tak zbudowany i zaprogramowany (poprzez ujęcie przesłanek aborcji w wyniku wyroku TK), aby wyzwalać z decydujących lekarzy nie aktywność i empatię, lecz bierność i obojętność.
Zastosowano tu technikę „przymusu dobrowolnego”: ustawodawca i sąd umyli ręce i przerzucili na bezpośrednio działających lekarzy ryzyko, demoralizując ich przy okazji, poprzez premiowanie braku uważności i empatii wobec kobiety.
Identycznie działa diabelska alternatywa, w którą zapędzono sędziów.
Są zobowiązani (jako sędziowie europejscy) do stosowania prawa europejskiego i posłuszeństwa wyrokom TSUE oraz wyrokom ETPCz. Gdy to czynią, wyciągając wnioski z orzeczeń tych sądów, określających konsekwencje złej obsady sądu (ETPCz) czy braku cech sądu niezależnego i sędziego niezawisłego (TSUE) – narażają się na szykany i represje.
Wszczyna się wobec nich działania dyscyplinujące na podstawie ustawy kagańcowej z 2019 r., a nawet zawiesza w czynnościach orzeczniczych jako schwytanych na gorącym uczynku. Ustawa kagańcowa (jej stosowanie) kwalifikuje bowiem to, czego wymagają orzeczenia ETPCz i TSUE jako „kwestionowanie statusu” kolegów-sędziów, a więc jako rebelię wobec decyzji prezydenta, dającego nominację sędziemu.
Sędziowska diabelska alternatywa ma wyzwalać w sędziach niechęć do korzystania z ryzykownych pytań prejudycjalnych i do aplikowania ich rezultatów we własnym orzecznictwie, jak również niechęć do traktowania na serio art. 9 Konstytucji: „RP przestrzega wiążącego ją prawa międzynarodowego”.
Sofizmat używany przez władze: co zapisane już istnieje, bo zapisane
Rozumowanie mające uzasadniać działania mrożące wobec sędziów zasadzają się na błędnym wnioskowaniu z prawdziwych przesłanek. Ono wygląda tak:
Konstytucja jest najwyższym prawem na terenie RP (święta prawda!);
„organy państwowe działają na podstawie i w granicach prawa” (art. 7 Konstytucji), przestrzegając także Konstytucji (art. 8 );
zatem brak jakichkolwiek podstaw do kwestionowania legalności i konstytucyjności ich zachowania i wyroki TSUE i ETPCz nie mogą stanowić, że Polska coś tu przeskrobała. A jeżeli wyroki te tak właśnie stanowią, to mają być one sprzeczne z polską Konstytucją. No bo brak podstaw faktycznych i prawnych aby wydawały niekorzystne dla Polski wyroki, skoro władze działają nienagannie, o czym zaświadcza art. 7.
- Konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej.
- Przepisy Konstytucji stosuje się bezpośrednio, chyba że Konstytucja stanowi inaczej.
Błąd rozumowania polega na tym że to, co w Konstytucji pisanej w trybie oznajmującym („działa na podstawie i w granicach prawa”) jest tylko potencjalną powinnością, a politycy uważają to za opis realnie istniejącej rzeczywistości.
I na tej podstawie kwestionują:
i rzeczywistość nie odpowiadającą temu, jak być powinno,
i powinność honorowania wiążących wyroków sądów takich jak TSUE i ETPCz.
Tymczasem użycie w Konstytucji trybu orzekającego „działają” nie znaczy, że co zadeklarowane, to rzeczywiste. Ale, aby to stwierdzić, trzeba przejrzystości sytuacji, efektywnej kontroli, niezależnego sądu i niezawisłych sędziów.
Stosowanie przymusu dobrowolnego wobec polskich sędziów ma siłą rzeczy doprowadzić do tego, że chce się ich wyeliminować jako gwarantów prawidłowej wykładni art. 7, 8, 9, 10 polskiej Konstytucji.
- Ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej.
- Władzę ustawodawczą sprawują Sejm i Senat, władzę wykonawczą Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej i Rada Ministrów, a władzę sądowniczą sądy i trybunały.