Jestem zaszczycony, że zostałem poproszony o wygłoszenie laudacji na rzecz Inicjatywy „Wolne Sądy”. Niedawno prof.
Włodzimierz Wróbel, podejmując się podobnego zadania w związku z Nagrodą im. Janiny Paradowskiej i Jerzego Zimowskiego dla red.
Ewa Siedlecka, przytoczył jakie są zasady wygłaszania laudacji.
Należy zacząć od uprawdopodobnienia dlaczego dostąpiło się takiego zaszczytu. Myślę, że w moim przypadku zadecydował fakt, że dość dobrze znam całą wielką czwórkę „Wolnych Sądów”, a momentami towarzyszyłem im w ich ciężkiej i trudnej drodze.
Zacznijmy jednak od początku. Kim byli nasi bohaterowie, nasi obywatele RP oraz obywatele UE, zanim powstały „Wolne Sądy”.
Maria Ejchart-Dubois – wrażliwa prawniczka walcząca o prawa niewinnie skazanych, o standardy postępowań sądowych, tworząca zaawansowane programy monitorowania działalności sądów, zarażająca entuzjazmem studentów prawa. Prezeska Stowarzyszenia im. Prof. Zbigniewa Hołdy.
Sylwia Gregorczyk-Abram – koordynatorka pomocy prawnej pro bono w Clifford Chance, adwokatka w ważnych i precedensowych sprawach. Koordynowała kolejne edycje „Tygodnia Konstytucyjnego”, a inicjatywa ta stała się jednym z największych przedsięwzięć edukacji obywatelskiej w Polsce. W kwietniu 2017 r. została prawniczką pro bono.
Paulina Kieszkowska-Knapik – najlepsza w Polsce prawniczka od prawa farmaceutycznego, walcząca o precedensowe rozstrzygnięcia sądów administracyjnych (także z pomocą RPO), znakomita adwokat, a jednocześnie osoba niezwykle oddana prawom człowieka oraz walce z ksenofobią i nacjonalizmem, współpracująca z Forum Dialogu Między Narodami.
Michał Wawrykiewicz – adwokat, który od samego początku przemian w Polsce dostrzegał, że będziemy mieli gigantyczny problem z praworządnością. W styczniu 2016 r. sprowadził do Polski znaną brytyjską prawniczkę Cherie Blair. Ostrzegał, wspierał organizacje pozarządowe i polityków. Działał.
Nasza czwórka była aktywna od samego początku przemian niedemokratycznych. Od listopada 2015 r. Od pierwszych protestów przed Trybunałem Konstytucyjnym. Wiedzieli, że muszą reagować, szukać rozwiązań. Nie jest to czas na opuszczone ręce czy symetryzm.
Aż przyszedł lipiec 2017 r. Donald Trump opuścił Polskę. Nastąpił prawdziwy wystrzał armatni. Projekt ustawy o Sądzie Najwyższym, przyjęty przez Sejm, Senat, a zawetowany przez Prezydenta. Ludzie byli na ulicach. W ponad 200 miastach. Była tam też nasza czwórka, która protestowała, trzymała białe róże, przemawiała. Ale jednocześnie zadawała sobie pytanie – dlaczego w ogóle ludzie mają protestować w obronie wolnych sądów? Czy w ogóle zwyczajny obywatel rozumie, o co w tym wszystkim chodzi?
Po co ludziom są sądy i dlaczego mają być wolne? Proste pytania, ale znaczące, nie tylko dla Polski, ale także dla całej Europy.
Oni byli przygotowani na odpowiedź. Bo wcześniej już działali. A w lipcu 2017 r. postanowili połączyć siły. Bo siła „Wolnych Sądów” tkwi w pracy zespołowej.
Jest taka scena w filmie o zespole Queen. Freddie Mercury wybiera się do Hamburga robić karierę solową. Ma świetnych muzyków, ale coś mu jednak nie idzie. Dopiero jak wraca do Londynu to do niego dociera, że siła tkwi w zespole, w łączeniu różnych talentów i umiejętności. Zespół potrzebuje nie tylko wokalisty, ale Briana Maya – gitarzysty, Johna Deacona jako basisty oraz Rogera Taylora jako perkusisty. Wtedy wychodzą najlepsze hity. Wtedy jest harmonia i prostota. Wolne Sądy takich kryzysów nie miały. Od początku wiedzieli, że muszą grać zespołowo, że są dzięki temu silni i konsekwentni.
Dlatego „Wolne Sądy” od prostych pytań zadawanych w czasie lipcowych demonstracji przeszli do czynów. Zaczęli kręcić krótkie filmy – adresowane do mediów społecznościowych. To był przełom. Z dnia na dzień, dzięki pomysłowi, realizacji, zaangażowaniu wolontariuszy, aktorów, osób znanych, przemówili do wyobraźni. Uruchomili lawinę publicznego zaangażowania. Pokazali, że można mówić inaczej o sądach – nie koturnowo, z piedestału i w pożółkłych perukach, ale po prostu trzeba mówić o sąsiadach, przedsiębiorcach, lekarzach, którzy mogą mieć problem z prawem do niezależnego sądu.
Prezydent zawetował ustawy – o KRS oraz o Sądzie Najwyższym. Filmy „Wolnych Sądów” na pewno były jednym z elementów kształtujących świadomość. Ale oczywiście nie jedynym. Przyszła kolej na dalszą pracę, łączenie zaangażowania uświadamiającego z pomocą konkretnym osobom. Okazało się, że sędziowie i prokuratorzy potrzebują wsparcia. Zaczęły się pojawiać nowe inicjatywy, w których Wolne Sądy odgrywały istotną rolę. Zwłaszcza należy odnotować Komitet Obrony Sprawiedliwości. Ale sędziowie pod presją potrzebowali także zwyczajnego, prawniczego wsparcia. Prawnicy z „Wolnych Sądów” stali się ich pełnomocnikami.
Zaangażowanie w obronę niezależności sądownictwa zaprowadziło czwórkę z Wolnych Sądów do najważniejszych izb sądowych – do Sądu Najwyższego, do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Można by długo mówić o zaangażowaniu w konkretne sprawy, o konkretnych wyrokach, reprezentowanych sędziach i prokuratorach, współpracy z innymi organizacjami pozarządowymi, czy także z Biurem RPO. Prowadzili swoją działalność poprzez umiejętne wykorzystywanie umiejętności prawniczych, świetną współpracę z mediami oraz czerpanie garściami z możliwości jakie dają media społecznościowe oraz nowoczesne, filmowe środki przekazu. Miejmy nadzieję, że za kilkanaście lat te wszystkie zasługi i działania opisze jakiś historyk z porządnego i profesjonalnego Instytutu Pamięci Narodowej.
Najważniejsze jest jednak, że „Wolne Sądy” stały się wyrzutem sumienia. Przede wszystkim dla polityków, poprzez ciągłe przypominanie im o konieczności walki o zasady praworządności. Ale także stali się wyrzutem sumienia dla całego świata prawniczego. Niejeden się poddał. Niejeden zwątpił. Niejeden postanowił skorzystać z okazji i wsiąść do pociągu pod nazwą „kariera sponsorowana przez partię rządzącą”. Oni jednak cały czas pokazywali, na czym polega rzeczywiste przestrzeganie zasad, Konstytucji oraz prawa UE. Każda procedura musi być wykorzystana, aby bronić zasad, a żaden sędzia nie może pozostać bez ochrony. Bo wolne sądy to nie tylko nasza wolność, ale także wolność sędziów.
Wolne Sądy pokazały na czym polega prawdziwy patriotyzm. Ten spod znaku biało-czerwonej flagi powiewającej obok flagi Unii Europejskiej. W zasadzie w sądach europejskich wygrali wszystko, co było do wygrania. Wszystkie zastrzeżenia, zgłaszane od lat, zostały rozstrzygnięte na korzyść. Wystarczy tylko wykonać wyroki. Ale to jest bariera, kiedy umysł prawnika nie znajduje już odpowiedzi. Bo nie można walczyć argumentami prawnymi z osobami, które startują w innej dyscyplinie. Nie można grać w szachy z kimś, kto na hasło „Szach Mat” mówi „Szacha nie ma, bo mój król może się przesunąć o dwa pola”.
Praca „Wolnych Sądów” wiąże się z codzienną frustracją oraz hejtem. Nie na wszystko starcza czasu. Cierpi rodzina i przyjaciele. Cierpią finanse domowe. Godziny pracy społecznej są nieprzewidywalne. Irytuje to, że nie wszyscy sędziowie podzielają ich wolę walki i determinację. Protesty społeczne bywają coraz słabsze. Do tego typu pracy potrzeba wytrwałości, zwłaszcza jeśli wzięło się na barki odpowiedzialność za przetrwanie praworządnej Polski. Nawet dzisiaj, w dniu wręczenia Europejskiej Nagrody Obywatelskiej, zainicjowali nowe działanie: „Porozumienie dla praworządności” koalicji organizacji pozarządowych. Po raz kolejny w istocie wyprzedzili działania, które w normalnych okolicznościach powinny należeć do polityków opozycji.
Co zadziwiające nasza czwórka zachowuje przy tym wszystkim uśmiech i jednak optymizm. Wie, że łączy ich przyjaźń oraz szczególna więź pokoleniowa. Pamiętają z czasów dzieciństwa, choć przez mgłę, na czym polegał PRL. Jest on w ich historiach rodzinnych. Mają kontakt z dysydentami z tamtych czasów. Wiedzą, że na swój sposób kontynuują ich pracę z lat 70-tych oraz 80-tych. Tak jak wtedy Jacek Kuroń czy Adam Michnik współpracowali z prasą zagraniczną czy spotykali się z najważniejszymi politykami świata demokratycznego, tak teraz czwórka z „Wolnych Sądów” publikuje swoje teksty i wywiady w zagranicznych pismach lub prowadzi dialog na najwyższym szczeblu Unii Europejskiej czy innych organizacji międzynarodowych. Kalają gniazdo? Donoszą na Polskę? Zdradzają? Nic bardziej błędnego. Opisują rzeczywistość taką, jaka jest, bo na Polsce im po prostu śmiertelnie zależy. Bo wiedzą, że to jest ich odpowiedzialność pokoleniowa, aby transformację ustrojową dokończyć, aby Polska demokratyczna i liberalna przetrwała dla przyszłych pokoleń.
Wymiar ten nagrody ma charakter szczególny. To jest Europejska Nagroda Obywatelska. Żyjemy w Polsce i dlatego walczymy o praworządność oraz niezależność właśnie w naszym państwie. Ale jednocześnie pokazujemy jaka powinna być determinacja w obronie wartości w każdym innym państwie. Bo sądy – instytucje dla wielu obywateli abstrakcyjne i oddalone od ich życia – same się nie obronią. Politycy partii liberalnych mają różne codzienne interesy i potyczki, co nie zawsze jest zbieżne z konsekwencją wymaganą do walki o niezależne sądownictwo. Sądy potrzebują obywateli, którzy staną po ich stronie. Potrzebują także organizacji społecznych, które wytłumaczą obywatelom znaczenie sądów dla ich codziennego życia oraz wolności. „Wolne Sądy” nauczyły nas jak to robić. Teraz „Wolne Sądy” muszą tylko wygrać wojnę o praworządność, a później kształcić społeczeństwo obywatelskie z innych państw jak to się robi w Polsce. Głęboko wierzę, że taki dzień – dzięki drogim „Wolnym Sądom” – nastąpi.