Uzbrojone w kartony i prawa człowieka
Uznawanie z góry wszelkich zgromadzeń mających miejsce przez ostatnie tygodnie za nielegalne nie ma nic wspólnego z przeciwdziałaniem rozprzestrzenianiu się wirusa COVID-19. Ma natomiast zbyt wiele wspólnego z tłumieniem pokojowych demonstracji o charakterze antyrządowym.
„Wolność to odpowiedzialność”. To cytat ze stanowiska Zbigniewa Ziobry, pełniącego funkcję ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Zgadzam się. Sęk w tym, że ta odpowiedzialność spoczywa przede wszystkim na władzy, która ma obowiązek zapewniać ochronę praw i wolności obywatelskich. Nie polega natomiast na tłumieniu pokojowych protestów. Nie polega również na wprowadzaniu niekonstytucyjnych restrykcji. Wreszcie – nie polega na grożeniu protestującym.
Od wielu tygodni – uzbrojeni w kartony z napisami mniej lub bardziej finezyjnymi – obywatele spacerują wzywając władze do respektowania elementarnych praw człowieka, takich jak godność, nietykalność cielesna, zakaz tortur i nieludzkiego traktowania. W odpowiedzi spotykają się z tzw. dźwigniami transportowymi (metodą wprowadzania zatrzymanej osoby do radiowozu), powalaniem na ziemię, zatrzymaniami trwającymi do kilkudziesięciu godzin, gazem łzawiącym. Są tłoczeni w kotłach policyjnych, bici pałkami teleskopowymi przez nieumundurowanych funkcjonariuszy z oddziałów kontr-terrorystycznych. Zdalne lekcje 14-latka zakłóca wizyta policjantów śledzących jego profil na portalu społecznościowym, a inna 14-letnia dziewczynka jest zastraszana w obecności babci na spacerze. Tak jest.
A jak mogłoby być?
Prawa do zgromadzeń, określonego w art. 57 konstytucji, nie wolno zlikwidować rozporządzeniem czy też innymi aktami niższego rzędu. Prawa do organizowania zgromadzeń i uczestniczenia w nich nie można również zawiesić w ogóle bez wprowadzenia stanu nadzwyczajnego. I to nie stanu klęski żywiołowej, ale dopiero stanu wyjątkowego. A ten może być wprowadzony w chwili, gdy dochodzi do zagrożenia konstytucyjnego ustroju państwa, bezpieczeństwa obywateli, porządku publicznego lub kiedy istnieje zagrożenie o charakterze terrorystycznym.
Zgromadzenia spontaniczne z kolei mogą być rozwiązane przez funkcjonariusza kierującego działaniami policji pod kilkoma warunkami. Na przykład jeżeli jego przebieg zagraża życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach, powoduje poważne zagrożenie bezpieczeństwa lub porządku publicznego, istotne zagrożenie bezpieczeństwa lub porządku ruchu drogowego na drogach publicznych. A także gdy jego przebieg narusza przepisy o zgromadzeniach albo przepisy karne lub zakłóca przebieg innych organizowanych zgromadzeń, w tym cyklicznych. Co więcej, rozwiązanie zgromadzenia spontanicznego następuje przez wydanie decyzji ustnej podlegającej natychmiastowemu wykonaniu, poprzedzonej dwukrotnym ostrzeżeniem uczestników o możliwości jego rozwiązania, a następnie ogłoszonej im publicznie.
Przy takim stanie prawnym, uznawanie z góry wszelkich zgromadzeń mających miejsce przez ostatnie tygodnie za nielegalne nie ma nic wspólnego z przeciwdziałaniem rozprzestrzenianiu się wirusa COVID-19. Ma natomiast zbyt wiele wspólnego z tłumieniem pokojowych demonstracji o charakterze antyrządowym. Zadaniem władz publicznych w demokratycznym państwie prawa jest dostosowanie sposobu ochrony praw i wolności do sytuacji pandemicznej.
W praktyce mówimy tu np. o wysyłaniu proporcjonalnej liczby funkcjonariuszy do monitorowania porządku publicznego, czy też rezygnacji z tzw. kotłów, ponieważ prowadzą one do stłoczenia protestujących. Tożsamość można ustalić poprzez odebranie oświadczenia ustnego od osoby legitymowanej lub poproszenie jej o przedstawienie dwóch dokumentów ze zdjęciem. Można również nie nadużywać uprawnień do legitymowania obywateli pokojowo manifestujących swoje przekonania.
To nie apel do dobrej woli władzy
Nie ma bowiem czegoś takiego. Istnieje za to obowiązek przestrzegania zarówno polskiej konstytucji, jak i standardów międzynarodowych. O czym więc powinni pamiętać politycy stosujący groźby wobec pokojowo protestujących lub nawołujący policję, by „działała, a nie negocjowała”? Przede wszystkim o tym, że zasada dotycząca aktywności władz publicznych w granicach i na podstawie prawa (art. 7 Konstytucji RP) wiąże się z przewidywalnością ich postępowania. Nie może więc dochodzić do sytuacji zmiany podejścia policji ze względów politycznych.
Zgodnie z orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z kolei, środki kontroli tłumu nie powinny być stosowane przez władze krajowe bezpośrednio lub pośrednio w celu tłumienia lub zniechęcania do protestów. Co więcej, zapewnienie realizacji prawa do zgromadzeń oznacza również pozytywne obowiązki po stronie państwa – a więc zabezpieczanie prawa do zgromadzeń dla osób o niepopularnych poglądach czy też przynależących do mniejszości. Z kolei takie metody jak „kocioł policyjny” nawet w sytuacji zwyczajnej, gdy nie ma wokół szalejącej pandemii, to zgodnie z opinią Specjalnego Sprawozdawcy ONZ ds. wolności zgromadzeń i stowarzyszeń, taktyka ze swej istoty szkodliwa dla możliwości korzystania z wolności zgromadzeń, gdyż obywatele ze strachu mogą rezygnować z uczestnictwa w demonstracjach. Europejski Trybunał Praw Człowieka postrzega ją natomiast w kategoriach potencjalnie represyjnych i restrykcyjnych, do stosowania jedynie w momencie palącej potrzeby zapobieżenia wystąpieniu poważnych obrażeń lub szkód.
Zatrzymania z kolei to nie kara, czy też nauczka dla niepokornych spacerowiczów. Są bowiem de facto czasowym pozbawieniem wolności, ostatnio wiążącym się również z możliwością wywiezienia poza Warszawę. Powrót do centrum miasta w sytuacji opuszczenia komisariatu ok. godz. 3.00 w nocy nie należy do najłatwiejszych.
Uzbrojeni w kartony, słowa i prawa człowieka obywatele, dopóki demonstrują w sposób pokojowy, są więc w obecnej sytuacji chronieni zarówno przez prawo polskie, jak i standardy międzynarodowe. To po ich stronie – jako podmiotów słabszych w starciu z aparatem państwa i zależnych od jego monopolu na przemoc – stoi racja. Jeżeli władzy zależy na walce z pandemią, a nie z antyrządowymi protestami, niech zapewni adekwatną ich ochronę oraz wesprze spacerowiczów tak, by mogli zachować pomiędzy sobą odstępy. Niech wprowadzi ustawowy obowiązek maseczkowy, który nadal nie wszedł w życie ze względu na brak publikacji październikowej „ustawy covidowej”. Niech nie obawia się własnych obywateli, skoro z drugiej strony tak bardzo zależy jej na ich zdrowiu.
Artykuł ukazał się pierwotnie w „Gazecie Wyborczej”. Archiwum Osiatyńskiego dziękuje za możliwość przedruku.