Prezydent nie powinien podpisywać ustaw, co do których konstytucyjności ma wątpliwości
Prezydent powinien więc był albo ustawę o IPN zawetować, albo skierować ją do TK w trybie prewencyjnym
- Kardynalnym błędem nowelizacji ustawy o IPN jest wprowadzenie odpowiedzialności karnej. Doprecyzowanie przepisu karnego nie rozwiąże problemu
Nowelizacja ustawy o IPN budzi wiele poważnych wątpliwości. W mojej opinii nie da się ich wyeliminować poprzez doprecyzowanie przepisu karnego w ten sposób, aby penalizował on jedynie używanie zwrotu „polskie obozy śmierci” i podobnych.
Po pierwsze, taka regulacja mogłaby prowadzić do karania osób, które posłużyły się tym zwrotem wyłącznie w celu określenia miejsca położenia obozu śmierci, a nie po to, by przypisać Polsce odpowiedzialność za zbrodnie nazistowskie. Konieczne byłoby więc badanie intencji autora, co zresztą zdaje się zakładać ustawa w obecnym kształcie.
Po drugie, «nadmiernie precyzyjny» przepis prowadziłby do wyłączenia karalności zwrotów równie mocno, o ile nie mocniej, godzących w dobre imię Polski, jak np. „polskie komory gazowe”. Konieczne byłoby więc albo wprowadzenie bardzo szerokiej listy „zakazanych zwrotów”, która pewnie musiałaby być cyklicznie uzupełniana, albo wprowadzenie katalogu otwartego. Powstaje jednak pytanie, czy katalog otwarty rzeczywiście doprowadziłby do doprecyzowania ustawy?
W dalszym ciągu aktualny byłby szereg dalszych zastrzeżeń wokół ustawy. Przede wszystkim, można mieć wątpliwości co do tego, czy prawo karne jest adekwatnym środkiem prowadzenia polityki historycznej. Walka z niesłusznymi oskarżeniami pod adresem Polski mogłaby być skuteczniej prowadzona za pomocą innych, mniej ingerujących w wolność słowa, mechanizmów, jak np. działalność kulturalna, edukacyjna, noty protestacyjne ze strony ambasadorów.
Przeczytaj też: komentarz dr Aleksandry Gliszczyńskiej-Grabias i Wojciecha Kozłowskiego przeciwko wprowadzeniu odpowiedzialności karnej w nowelizacji ustawy o IPN.
Należy przy tym zwrócić uwagę, że Komitet Praw Człowieka ONZ w Komentarzu Ogólnym nr 34 poświęconym art. 19 Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych (wolność ekspresji) wyraźnie podkreślił, że niedopuszczane jest wprowadzanie generalnego zakazu, obwarowanego sankcją karną, głoszenia błędnych opinii na temat wydarzeń historycznych czy ich niewłaściwej interpretacji.
Nawet jeśli uznalibyśmy, że karanie za fałszywe pomówienia pod adresem Polski jest zasadne, wydaje się, że skuteczność ustawy byłaby niewielka, gdyż nie sposób byłoby wyegzekwować odpowiedzialności karnej od sprawców znajdujących się poza granicami Polski. Trudno sobie wyobrazić, aby Stany Zjednoczone, uznające wolność słowa za świętość, zgodziły się na ekstradycję do Polski dziennikarza, który posłużył się zwrotem „polskie obozy śmierci”. Jeszcze mniej prawdopodobne jest, aby zgodził się na to Izrael.
2. Prezydent nie powinien podpisywać ustaw, co do których konstytucyjności ma wątpliwości
Jeśli chodzi natomiast o decyzję Prezydenta o podpisaniu ustawy i skierowaniu jej do Trybunału Konstytucyjnego, należy ocenić ją krytycznie. Głowa państwa nie powinna podpisywać aktów, co do konstytucyjności których ma zastrzeżenia. Prezydent powinien więc był albo ustawę zawetować, albo skierować ją do TK w trybie prewencyjnym.
Niestety, nie jest to pierwszy przypadek w historii III RP. W ten sposób wielokrotnie postąpił m.in. Prezydent Bronisław Komorowski, m.in. w przypadku tzw. ustawy o „bestiach” – Ustawy o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób.
Warto zwrócić uwagę, że Trybunał Konstytucyjny badał już w przeszłości przepisy zbliżone do tych wprowadzanych nowelą ustawy o IPN. Był to jednak niezależny Trybunał Konstytucyjny.
W 2008 r., na wniosek ówczesnego RPO Janusza Kochanowskiego, orzekł, że przepis Kodeksu karnego penalizujący publiczne pomawianie Narodu Polskiego o udział w zbrodniach komunistycznych lub nazistowskich był niezgodny z Konstytucją (sygn. akt K 5/07).
Niestety, w swoim wyroku TK ograniczył się wyłącznie do zbadania kwestii proceduralnych (uznał, że przepis został uchwalony w procedurze naruszającej Konstytucję, gdyż poprawki Senatu szły zbyt daleko), rezygnując z analizowania podniesionego przez RPO zarzutu naruszenia art. 54 Konstytucji (wolność słowa) z uwagi na zbędność orzekania w tym zakresie. Takie podejście słusznie skrytykował wówczas sędzia Wojciech Hermeliński, który wskazał, że „Z uwagi na to, że zarzuty materialnoprawne zgłoszone przez RPO dotyczyły przepisu prawnokarnego dotykającego najwartościowszych dóbr i wartości chronionych konstytucyjnie, ustosunkowanie się przez Trybunał do nich miałoby tu szczególne znaczenie. Merytoryczna wypowiedź Trybunału (…) Wskazywałaby także ustawodawcy kierunek dotyczący konstytucyjnych granic karnoprawnej ochrony czci Narodu rozumianego jako całość”.
Historia pokazała, że nadmierna powściągliwość TK rzeczywiście była w tym przypadku niezasadna. Co ciekawe, w 2008 r. RPO Janusz Kochanowski złożył jeszcze jeden wniosek w podobnej sprawie – tym razem dotyczył on art. 55 ustawy o IPN. Argumentował w nim, że zakres zaskarżonej regulacji wykracza poza powszechnie przyjmowane rozumienie pojęcia negacjonizmu lub kłamstwa oświęcimskiego i nadmiernie ogranicza wolność debaty historycznej. Postępowanie w tej sprawie zostało jednak umorzone w 2011 r. (sygn. akt K 29/08), gdyż następczyni dr. Kochanowskiego, prof. Irena Lipowicz, postanowiła wycofać wniosek.