Policja Myśli ministra Piebiaka. Jak PiS dowiedzie myślozbrodni kandydatów do Sądu Najwyższego?

Udostępnij

Adwokat, Prawnik Pro Bono 2016 w rankingu “Rzeczpospolitej”, członkini zarządu Fundacji Prawo do Pomocy oraz Stowarzyszenia im. prof. Zbigniewa Hołdy,…

Więcej

Grożenie uruchomieniem procedur dyscyplinarnych wobec tych, którzy - niezależnie od kierujących nimi motywów - zdecydują się na udział w naborze do Sądu Najwyższego jest nieodpowiedzialne i kompromituje państwo



Współautorem tekstu jest Radosław Baszuk. Tekst pochodzi ze strony Gazety Wyborczej gdzie został opublikowany 12 lipca 2018 roku.

 

Art. 60 Konstytucji RP stanowi: „Obywatele polscy korzystający z pełni praw publicznych mają prawo dostępu do służby publicznej na jednakowych zasadach”.

 

Prezydent Andrzej Duda niedawno ogłosił nabór na czterdzieści cztery stanowiska sędziów w Sądzie Najwyższym. O tym, jakie kandydatury zostaną mu przedstawione, zadecyduje Krajowa Rada Sądownictwa.

 

Stowarzyszenia sędziowskie rozważają wariant zablokowania tej procedury poprzez masowy udział sędziów w konkursach – przedłużenie postępowania tzw. Krajową Radą Sądownictwa oraz składanie odwołań od jej decyzji do Naczelnego Sądu Administracyjnego.

 

Niewykluczone, że do sędziów dołączyliby także przedstawiciele innych zawodów prawniczych, którzy mogą kandydować na stanowiska sędziowskie, czyli adwokaci i radcowie prawni.

 

Nie trzeba było czekać na reakcję rządu. Łukasz Piebiak, wiceminister sprawiedliwości (a jeśli ktoś nie pamięta – także sędzia), podzielił się z opinią publiczną swoimi przemyśleniami. „Zwłaszcza sędziom, wysokim funkcjonariuszom publicznym, nie przystoi, żeby brać udział w działaniach, które mają na celu sparaliżowanie SN czy obsady SN. A jeżeli to jest zgłaszanie się z pełną świadomością, że oni tam nie chcą być, i właściwie chodzi tylko o obstrukcję, to jest czyn naganny. Można się zastanawiać, czy to nie jest czyn, który również powinien spotkać się z jakąś odpowiedzią. Ale to już rzecznicy dyscyplinarni będą ewentualnie oceniać” – powiedział w telewizji wPolsce.pl.

 

Nie oceniamy celowości i potencjalnych skutków akcji masowego zgłaszania kandydatur na stanowiska w Sądzie Najwyższym, ale z dezaprobatą i niesmakiem reagujemy na publiczne deklaracje przedstawicieli władzy, które zmierzają do wywołania w środowisku prawników „efektu mrożącego”.

Grożenie uruchomieniem procedur dyscyplinarnych wobec tych, którzy – niezależnie od kierujących nimi motywów – zdecydują się na udział w naborze do Sądu Najwyższego jest nieodpowiedzialne i kompromituje państwo.

 

Odpowiedzialność dyscyplinarna nie jest batem władzy nad niepokornymi prawnikami i nie powinna być używana jako instrument realizowania celów politycznych. Prawnicy odpowiadają dyscyplinarnie za naruszenie przepisów prawa i obowiązków zawodowych, uchybienie godności urzędu czy za postępowanie sprzeczne z zasadami etyki lub godnością zawodu. Nie za to, że nie spełniają oczekiwań władzy.

 

Zakładając wywołanie „efektu mrożącego”, minister powinien pamiętać, że na straży rzetelności i efektywności postępowań dyscyplinarnych stoi prawo karne. Fałszywe oskarżenie innej osoby przed organem powołanym do ścigania lub orzekania w sprawach o przewinienie dyscyplinarne to przestępstwo.

 

Przestępstwem jest także kierowanie przeciwko określonej osobie ścigania o przewinienie dyscyplinarne przez tworzenie fałszywych dowodów lub inne podstępne zabiegi oraz podejmowanie takich działań w trakcie postępowania.

 

Warunki, jakie powinna spełniać osoba kandydująca na stanowisko sędziego Sądu Najwyższego, określa ustawa. Każdy obywatel korzystający z praw publicznych ma prawo dostępu do służby publicznej na jednakowych zasadach – a zasady te muszą mieć charakter obiektywny i przejrzysty, by umożliwiały dostęp do służby sędziowskiej różnym kandydatom, zgodnie z zasadami równości szans, bez jakiejkolwiek dyskryminacji i nieuzasadnionych ograniczeń. Kryteria i warunki naboru nie mogą być ustalane w sposób dowolny lub arbitralny.

Nie można ścigać dyscyplinarnie za postępowanie zgodne z ustawą. To samo zachowanie nie może być jednocześnie dozwolone i zabronione. Twierdzenie takie, przynajmniej dotychczas, miało charakter oczywisty i często powtarzany w doktrynie prawa i orzeczeniach sądów.

 

Tymczasem przedstawiciel władzy wykonawczej – wiceminister sprawiedliwości – sugeruje możliwość podjęcia działań represyjnych wobec osób, które zachowają się zgodnie z upoważnieniem ustawy, jeżeli intencje tych osób ocenione zostaną jako niewłaściwe.

 

Przedmiotem oceny prawnej i ewentualnych działań represyjnych nie będzie zatem sam czyn – ten przecież nie będzie niczym innym jak realizacją przyznanego przez prawo uprawnienia – ale powód, dla którego człowiek czynu tego się dopuści.

 

Tu robi się ciekawie, bo mimowolnie przychodzą skojarzenia z orwellowską policją myśli. Zachodzimy w głowę, w jaki sposób rzecznicy dyscyplinarni inspirowani przez Ministerstwo Miłości gromadzić będą dowody myślozbrodni sędziów, prokuratorów, radców Prokuratorii Generalnej, adwokatów, radców prawnych, notariuszy. Sposoby opisane przez Orwella w grę nie wchodzą, a tradycyjne metody śledcze mogą okazać się nieskuteczne.

 

Pół biedy z rozróżnieniem pomiędzy nominantami władzy a tymi, których władza ta definiuje jako jej przeciwników. Co jednak z tymi, którzy uwierzą w uczciwość i transparentność procedury naboru na stanowiska w Sądzie Najwyższym i zgłoszą swoje kandydatury bez uzyskania wcześniejszej akceptacji właściwej instancji partyjnej albo wpływowego protektora?

 

Strach. Lepiej zawczasu przygotować sobie wiarygodne alibi. Zebrane w jednej książce protokoły przesłuchań prawników, odpytywanych przez rzeczników dyscyplinarnych z tego, z jakich powodów podjęli decyzje o kandydowaniu, mogłyby być wydarzeniem wydawniczym roku.



Autor


Adwokat, Prawnik Pro Bono 2016 w rankingu “Rzeczpospolitej”, członkini zarządu Fundacji Prawo do Pomocy oraz Stowarzyszenia im. prof. Zbigniewa Hołdy,…


Więcej

Opublikowany

19 lipca 2018