„Bo odsiadka była za krótka”. Jak rząd manipuluje w sprawie wyroku Stefana W.

Udostępnij

Dr nauk prawnych, wykładowca w Katedrze Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor bloga Dogmaty Karnisty i kanału Pole Karne na YouTube,…

Więcej

Morderstwo Pawła Adamowicza sprawiło, że Zbigniew Ziobro i Patryk Jaki powrócili do haseł o zaostrzeniu kodeksu karnego. Narzekają na niskie kary i pobłażliwych sędziów. „Tego typu demagogiczna narracja jest narzędziem zdobycia i utrzymania władzy” – opowiada doktor Mikołaj Małecki, karnista z UJ



Forsowana przez obóz władzy kanoniczna wersja przyczyn morderstwa Pawła Adamowicza opiera się na trzech filarach. Za tragedię odpowiadają kolejno: Jurek Owsiak, hejt Platformy Obywatelskiej oraz sędzia, który skazał Stefana W. na pięć i pół roku więzienia.

 

Wątpliwości co do wysokości wyroku, jaki zabójca prezydenta Gdańska odbywał za rozboje, publicznie formułował już Piotr Kruszyński z Uniwersytetu Warszawskiego w niesławnym wydaniu „Wiadomości” TVP z 14 stycznia. Tego samego dnia podczas konferencji prasowej w Prokuraturze Generalnej (zanim podano oficjalnie informację o zgonie Pawła Adamowicza) Zbigniew Ziobro zapowiadał, że cała sprawa będzie ponownie badana. W tym także zasadność samego wyroku.

 

„Jest to kara zdecydowanie zbyt niska, jestem krytyczny wobec takiego wyroku i takiej polityki karnej. Uważam, że takie zbrodnie, napaści z użyciem niebezpiecznego narzędzia, terroryzowanie pracowników, takie przestępstwa powinny się kończyć wieloletnim więzieniem” – perorował Minister Sprawiedliwości.

 

Od wątpliwości co do adekwatności kary jest oczywiście już tylko krok do ulubionego tematu PiS, czyli sędziowskiej kasty, od niedawna zwanej przez obóz władzy „rozgrzaną kastą”.

 

Wyraził to dobitnie Mariusz Błaszczak: „Toczy się debata publiczna na temat wymiaru sprawiedliwości. Zastanawiający jest wyrok, na jaki skazany został zabójca [w 2014 r. – red.] bardzo łagodny wyrok. Istotne, żeby zbrodnię zbrodnią nazywać i żeby wyciągać konsekwencje wobec tych, którzy pobłażają nieprawidłowościom, pobłażają zachowaniom, które w konsekwencji przynoszą takie tragedie”.

 

Propozycje nowego kodeksu

 

Skoro mamy już zdefiniowany problem, pora na działanie. Do ofensywy przechodzi więc Zbigniew Ziobro:

 

„Nie może być tak, ze sprawcy wyjątkowo ciężkich przestępstw dostają niewysokie wyroki, dlatego też przygotowaliśmy projekt Kodeksu karnego, który zakłada zdecydowane zaostrzenie kar za tego typu przestępstwa” – opowiadał w „Sygnałach dnia” 17 stycznia. Dodał, że kodeks jest gotowy i czeka na znak od premiera, by wprowadzać zmiany w życie. „Projekt zakłada zdecydowane zaostrzenie kar właśnie za tego rodzaju typu przestępstwa, wymierzone w zdrowie i życie, przestępstwa rabunkowe, agresywne. Tak, aby sprawcy mogli usłyszeć dużo wyższą karę, niż mogą usłyszeć dzisiaj”.

 

Gorąco w tym kibicuje mu wiceminister Patryk Jaki, który w czwartek 24 stycznia „przerwał milczenie” i ogłosił swoje pomysły na Facebooku. Stwierdził, że „to naiwne wierzyć, że każdego da się zresocjalizować” oraz że „istnieje grupa przestępców, których po prostu trzeba jak najdłużej izolować od społeczeństwa”. To i tak mało radykalne wypowiedzi – wcześniej publicznie ogłaszał, że jest zwolennikiem kary śmierci, a także z chęcią przywróciłby w Polsce tortur.

 

W piątek 25 stycznia w Kancelarii Premiera odbyło się spotkanie Mateusza Morawieckiego z szefami klubów parlamentarnych, na których omawiane były propozycje legislacyjne Ministerstwa Zdrowia i Ministerstwa Sprawiedliwości, które miały przygotowywane „w następstwie dramatycznych wydarzeń w Gdańsku”.

 

Jeszcze tego samego dnia projekt nowelizacji kodeksu karnego skierowano do konsultacji. Resort sprawiedliwości proponuje między innymi zmianę kary 25 lat więzienia na 30 lat, wprowadzenie kary bezwzględnego dożywocia, zaostrzenie kar za niektóre przestępstwa, m.in. pedofilię, pobicia, nieumyślne zabójstwo. W notatce wysłanej do PAP biuro komunikacji ministerstwa pisze, że zmiany to „nie są wyrazem restrykcyjności, ale sprawiedliwości”.

 

O problemach z taką polityką i o tym, czy w Polsce sądy wydają łagodne wyroki Dominika Sitnicka rozmawia z karnistą – doktorem Mikołajem Małeckim.

 


 

Mikołaj Małecki – dr nauk prawnych, wykładowca w Katedrze Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor bloga Dogmaty Karnisty i kanału Pole Karne na YouTube, posiada również wykształcenie filozoficzne.

 


 

Dominika Sitnicka: Czy pięć i pół roku, na które skazano Stefana W. za rozboje to wysoki czy niski wyrok?

 

Mikołaj Małecki: W przeciwieństwie do prawniczych populistów, dla których każda kara nie będąca dożywotnią izolacją jest za niska, unikałbym wszelkich „abstrakcyjnych” ocen. Nie znamy uzasadnienia tamtych wyroków, a okoliczności popełnienia czynu to tylko jeden z czynników wpływających na wymiar kary. Za rozbój grozi sprawcy kara w przedziale od 2 do 12 lat pozbawienia wolności, w przypadku rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia – od 3 lat do 15.

 

Co istotne, skazanie za rozbój nie wiąże się z przypisaniem sprawcy odpowiedzialności za wyrządzenie szkody na zdrowiu lub życiu człowieka, rozbój to przestępstwo wymierzone przede wszystkim w mienie.

 

Co do samego wymiaru kary, z jednej strony 5,5 roku więzienia to wystarczająco długi okres, aby skazany poczuł dolegliwość osadzenia w więzieniu, z drugiej strony czas ten powinien wystarczyć do sensownej pracy ze skazanym, obserwowania go, diagnozowania jego ewentualnych problemów psychicznych i leczenia.

 

Czyli problem leży gdzie indziej?

 

Skupianie uwagi opinii publicznej na karze wymierzonej Stefanowi W. za rozboje to manipulowanie rzeczywistością. Przecież gdyby nawet wymierzono mu karę 10 czy 15 lat pozbawienia wolności, jaką mamy gwarancję, że po wyjściu z zakładu karnego nie dopuściłby się jeszcze bardziej drastycznej zbrodni? A z pewnością za te przestępstwa, za które został skazany, nawet w skrajnie drakońskiej wizji świata nie dałoby się wymierzyć mu kary dożywotniego pozbawienia wolności. Więc tak czy inaczej wyszedłby na wolność i coś z tą swoją wolnością uczynił. Jeżeli natomiast mamy do czynienia z osobą z zaburzeniami psychicznymi, istnieje możliwość jej leczenia lub przynajmniej obserwowania, czy nie jest skłonna popełnić jakiegoś przestępstwa na wolności.

 

A jak jest w innych krajach? Patryk Jaki pokazuje na Facebooku różne wykresy i ogłasza, że w Niemczech, czy na Węgrzech kary są surowsze.

 

Wyciąganie daleko idących wniosków ze statystyk może zafałszować rzeczywistość. Statystykami łatwo manipulować. Ministerstwo Sprawiedliwości zresztą bardzo chętnie posługiwało się takimi argumentami, np. gdy przekonywało do potrzeby podwyższenia kar za zgwałcenie. Pamiętajmy, że porównujemy zawsze różne porządki prawne, a co jest najistotniejsze, porównując ze sobą kary orzeczone za dane przestępstwo w różnych krajach, nie otrzymujemy jeszcze informacji na temat tego, jaki jest realny okres wykonania danej kary – a to jest przecież kluczowe.

 

Jeżeli nawet sprawcy wymierzona zostaje kara 15 lat więzienia, ale przepisy dotyczące wykonywania kary pozwalają dość szybko zwolnić go z zakładu karnego, i już po 5 latach będzie mógł ubiegać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie, de facto będzie on ukarany łagodniej niż ktoś, komu wymierzono 11 lat pozbawienia wolności, a o warunkowym zwolnieniu może pomyśleć dopiero po odbyciu połowy kary, tak jak w Polsce.

 

Gdy analizujemy statystyki opublikowane przez Instytut Wymiaru Sprawiedliwości, okazuje się, że wiele zależy od tego, z jakim przestępstwem mamy do czynienia*. W przypadku rozbojów (art. 280 k.k.) większość kar bezwzględnego pozbawienia wolności orzekanych w Polsce sytuowała się poniżej 5, a powyżej roku więzienia (aż 93 proc.), podczas gdy np. na Węgrzech, Słowacji, w Grecji czy Austrii orzeczono zdecydowanie więcej kar przekraczających 5 lat pozbawienia wolności.

 

Czyli polskie sądy są łagodniejsze?

 

Nic takiego z tego nie wynika. Ten sam wykres pokazuje o wiele większe rozwarstwienie kar orzekanych za rozbój w innych państwach w porównaniu z Polską. Przykładowo: w Austrii 20 proc. skazań przekraczało co prawda 5 lat pozbawienia wolności, ale jednocześnie aż 34 proc. wymierzonych kar wynosiło poniżej roku więzienia (w Polsce odpowiednio zaledwie 4 proc. i 3 proc.). Można to wytłumaczyć wyższą dolną granicą pozbawienia wolności przewidzianą za rozbój w Polsce, która wynosi 2 lata. Widać więc wyraźnie, jak łatwo można manipulować obiektywnymi danymi. Gdybym poprzestał na pierwszej z podanych informacji – że aż 93 proc. kar za rozbój nie przekracza 5 lat więzienia – mogłoby się wydawać, że polskie sądy orzekają drastycznie łagodniejsze kary niż w innych państwach Unii Europejskiej, a tak nie jest.

 

Jeśli natomiast weźmiemy pod uwagę kradzież z włamaniem (art. 279 § 1 k.k.), Polska zajmuje pierwsze miejsce pod względem orzeczonej za tę kradzież kary bezwzględnego pozbawienia wolności przekraczającej rok (95 proc.), we wszystkich innych państwach częściej orzekana jest kara nieprzekraczająca roku (w Austrii aż 86 proc., a w Holandii 93 proc. skazań). Wynika to prawdopodobnie z tego, że polski sędzia związany jest dolną granicą kary przewidzianej za kradzież z włamaniem, która wynosi właśnie rok. Podobna sytuacja dotyczy również kradzieży z tzw. typu podstawowego z art. 278 § 1 k.k. W tych przypadkach polskie sądy są zdecydowanie bardziej surowe.

 

Dlatego zupełnie absurdalnie brzmią propozycje Ministerstwa Sprawiedliwości, by wprowadzać do kodeksu karnego kolejne kwalifikowane rodzaje kradzieży, zagrożone surowszymi karami, np. zupełnie kuriozalny typ kradzieży „szczególnie zuchwałej”, która miałaby polegać m.in. na dokonaniu płatności zbliżeniowej w sklepie skradzioną kartą płatniczą. Obowiązujące przepisy pozwalają na wymierzanie za takie czyny adekwatnych kar.

 

Czy istnieją badania, która wskazywałyby, że zaostrzanie kar wpływa na spadek przestępczości?

 

Wierzą w to bezwarunkowo populiści prawni, którzy upatrują recepty na całe zło w surowych, długoterminowych karach więzienia. Niejednokrotnie mówił o tym z ramienia Ministerstwa Sprawiedliwości minister Marcin Warchoł.

 

Zastanówmy się nad przypadkiem Stefana W.: czy gdyby wymierzono mu surowszą karę za rozboje, jak chcieliby Patryk Jaki i Zbigniew Ziobro, i zostawiono „samopas” w zakładzie karnym, bez pomysłu na sensowną readaptację czy leczenie, wyeliminowalibyśmy ryzyko, że po wyjściu na wolność nikogo nie skrzywdzi?

 

To złudzenie i manipulacja: gdyby Stefan W. usłyszał wyższy wyrok, nie dokonałby co prawda tego konkretnego zamachu, bo siedziałby jeszcze w zakładzie karnym, ale może po 5 latach uczyniłby coś jeszcze bardziej tragicznego? Rzecz więc nie w abstrakcyjnym zagrożeniu karą, a w sposobie pracy ze skazanym w czasie odbywania kary.

 

Od wielu lat toczy się na świecie debata o odstraszających właściwościach kary śmierci. Istnieją badania, które potwierdzają spadek przestępczości, jak i badania, które podważają metodologię tych pierwszych. Nie da się więc na to pytanie odpowiedzieć prosto, czyli populistycznie. Najlepszą odpowiedź przynosi życie: po prostu przestępstwo nie jest równe przestępstwu. Niezależnie od tego, jak bardzo zaostrzymy kary np. za zgwałcenie czy wypadek komunikacyjny, tego typu przestępstwa będą popełniane, ponieważ sprawcę zgwałcenia popychają do zbrodni popędy, ktoś taki nie myśli wówczas o grożącej mu karze, a wypadek komunikacyjny następuje w wyniku nieostrożności, której w praktyce życia nie da się wyeliminować.

 

Inna sprawa, że od lat liczba przestępstw popełnianych z użyciem przemocy systematycznie maleje. Wystarczy przejrzeć statystyki policyjne publikowane w Internecie. Okazuje się więc, że pod rządami tak bardzo krytykowanego przez Prawo i Sprawiedliwość kodeksu karnego z 1997 r. przestępczość kryminalna istotnie zmalała. Osoby, które pragną nadal zaostrzać sankcje, jak Zbigniew Ziobro, zatrzymały się w swojej retoryce w latach 90. XX wieku. Świat, o którym mówią, dawno przeminął.

 

Czy w ogóle myśli się jeszcze w Europie o karach w taki sposób, jaki prezentuje Zbigniew Ziobro – jako odwecie i izolacji?

 

Przesadą byłoby stwierdzenie, że minister Zbigniew Ziobro koncentruje swoją uwagę i swoje zawodowe zabiegi na karach, na zwalczaniu przestępczości, na kodeksie karnym jako takim. Minister Sprawiedliwości jest politykiem, a prawo karne jest narzędziem sprawowania władzy. Politycy mówią o „rozzuchwalonych bandytach” i surowych karach za odrażające zbrodnie, jakich ci się dopuszczają, bo mogą w ten sposób zaistnieć i zyskać poklask części opinii publicznej. Tego typu demagogiczna narracja jest narzędziem zdobycia i utrzymania władzy. Tak zwany populizm penalny, z jakim mamy tu do czynienia, to zjawisko uniwersalne, opisane w literaturze naukowej przez Johna Pratta.

 

Najbardziej przykre jest jednak to, że w walce politycznej wykorzystuje się teraz cynicznie śmierć prezydenta Pawła Adamowicza. Nie dajmy się oszukać: zła zmiana w prawie karnym, sprowadzająca się do zarządzania strachem, przygotowywana była w ukryciu od wielu miesięcy, mówiono o tym otwarcie na wielu konferencjach prasowych.

 

Dopóki emocje po zamachu na prezydenta nie opadną, będzie można grać tym argumentem w mediach i debatach sejmowych, po to, by przeforsować ideologiczny plan zmiany prawa karnego jako takiego. Populisty oczywiście nie obchodzi przyszłość prawa karnego, lecz najbliższe wybory. Z problemem pozostaniemy my: społeczeństwo, prokuratorzy i sędziowie, którzy będą musieli stosować nieracjonalne przepisy uchwalone w wyniku czysto politycznej kalkulacji.

 

*B. Gruszczyńska, M Marczewski, P. Ostaszewski, A. Więcej-Durańska, Struktura kar orzekanych w Polsce i w innych państwach Unii Europejskiej, Warszawa 2015



Autor


Dr nauk prawnych, wykładowca w Katedrze Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor bloga Dogmaty Karnisty i kanału Pole Karne na YouTube,…


Więcej

Opublikowany

27 stycznia 2019