arrow search cross



Lana Dadu

Udostępnij

Rząd myśli, że w końcu się poddamy, że przestaniemy. Ale mamy siłę walczyć! Praw się nie dostaje. Prawa się zdobywa w walce! Jesteśmy to winne naszym prababkom, które sto lat temu walczyły o nasze prawa wyborcze – apeluje Lana Dadu, aktywistka i działaczka feministyczna z Krakowa

 

Lana Dadu – Litwinka od 1995 roku mieszkająca w Polsce. – Kraków jest najpiękniejszym miastem na całym świecie, tutaj się odnalazłam. Zakochałam się w tym mieście, w krakowiankach i krakowianach – opowiada. Z zawodu jest przewodniczką miejską. W 2016 roku została krakowską koordynatorką Międzynarodowego Strajku Kobiet i Czarnego Protestu. Obecnie jest jedną z liderek działającej na rzecz kształtowania poczucia odpowiedzialności za ochronę praw kobiet inicjatywy (S)Prawa Kobiet.

 

W 2017 roku nominowana była w konkursie „Małopolanka roku” organizowanym przez Małopolski Kongres Kobiet. Na stronie plebiscytu napisano: „odważna, młoda kobieta walcząca o prawa kobiet młodych, starszych, niekoniecznie odważnych. Lana Dadu jest jedną z najbardziej zaangażowanych w sprawy kobiet społeczniczek. Potrafi porywać tłumy i poświęcać swój czas, inspirując innych”.

 

Jak to się stało, że to właśnie Litwinka organizowała październikowy „Czarny Protest” (3 października 2016) w Krakowie?

 

To był kompletny przypadek. Aktywistką w ogóle zostałam na tydzień przed „czarnym poniedziałkiem”, kiedy poszłam na pierwszą w życiu demonstrację. Jak gruchnęła wiadomość o „czarnym proteście”, szukałam informacji na krakowskich grupach, jednak nikt tu niczego nie robił. Pytałam, szukałam i na tym klikaniu zeszła mi prawie cała noc. Rano było już jasne, że organizuję ten strajk. Później zaczął się problem, bo ktoś napisał, że jako obcokrajowiec nie mogę zgłosić zgromadzenia. Do wtorku w nocy (wtedy mijał termin zgłoszenia zgromadzenia – przyp. red.) próbowałam się kontaktować ze wszystkimi osobami prywatnymi i stowarzyszeniami w Krakowie z prośbą, żeby ktoś tę organizację wziął na siebie. Wszyscy uważali, że to jest zbyt chaotyczne, że się nie uda, że nikt nie da pozwolenia na taką trasę i że nigdy w Krakowie takiego marszu nie było. Niektórzy zwyczajnie się bali. Ja wtedy nikogo w Krakowie nie znałam, nie byłam obecna w ruchach miejskich. Jedyne, co wiedziałam, to że nie chcę dzwonić do żadnych partii i że marsz ma być „no logo”. W sieci poznałam Justynę i dalej pociągnęłyśmy to wspólnie. Potem okazało się, że z organizacją nie będzie problemu. No i poszło – opowiada Dadu.

 

Marsz okazał się ogromnym sukcesem frekwencyjnym. Niespodziewająca się tego Lana we wniosku wpisała liczbę pięciu tysięcy uczestników – było ich cztery razy tyle. Z Rynku Dębickiego marsz przeszedł na Rynek Główny, protestując przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego. Uczestnicy nieśli transparenty: „Moja ciąża, moja sprawa”, „Jest XXI wiek. Nie mogę uwierzyć, że muszę walczyć o podstawy”, „W kulki sobie lecicie”, „Motyla noga”, „Myślę, więc jestem”, „Nie twoja macica, nie twoja sprawa”, „Fanatyzm nie przejdzie”, „Mam sumienie, chcę mieć wybór”, „Rząd nie ciąża. Można usunąć”, „Jezus był z In Vitro”, „Jeszcze Pol(s)ka nie zginęła”.

 

Idąc na Rynek Dębnicki, bałam się, że zobaczę garstkę osób. Przystanęłam z dziewczynami przy ul. Konopnickiej, z nerwów paliłam fajkę. No i jak zobaczyłam tę ścianę parasolek, to uwierzyć nie mogłam. Szłyśmy w ten deszcz, samochody zatrzymywały się przed nami, czuło się moc. Jak już było po wszystkim, siedząc na pomniku Mickiewicza, rozkleiłam się na maksa – wspomina Dadu.

 

Tą samą trasą krakowiacy i krakowiaczki ponownie przeszli 8 marca 2018 roku. Dlaczego strajkowali po raz kolejny? – Bo niczego nie wygrałyśmy po październiku – tłumaczyła Dadu tuż przed protestem w Dzień Kobiet. – Za chwilę oprócz aborcji zabronią nawet antykoncepcji awaryjnej. Standardy okołoporodowe poszły do kosza, konwencja antyprzemocowa staje pod znakiem zapytania. Powstają za to kuriozalne projekty – jak ten z 4 tys. zł dla matek rodzących chore dzieci. Jeżeli teraz nie zażądamy pełni praw reprodukcyjnych, to nic się nie zmieni.

 

Wstrzymać marsz populizmu i szowinizmu na całym świecie. To my jesteśmy tą siłą, która może to zrobić – my, zwykłe i niezwykłe kobiety na całym świecie. To nieprawda, że kobiety nie potrafią się zjednoczyć. Solidarność jest naszą bronią – przemawiała do uczestniczek i uczestników protestu.

 

Dadu tłumaczy, że jej zaangażowanie wzięło się z osobistego doświadczenia.

 

Jestem po czterech poronieniach, więc zmiany w prawie dotyczące tego tematu przeraziły mnie. Poza tym feminizm to nic strasznego. Bardzo lubimy mężczyzn i nie obrażamy się, kiedy ktoś nas przepuści w drzwiach. Brzydka feministka biegająca nago to jakiś dziwaczny mit. No i trzeba pamiętać, że są też feminiści. I że wszyscy razem walczymy o równouprawnienie wszystkich ludzi.

 

Jej działalność to nie tylko protesty. Była także m.in. koordynatorką zbiórek podpisów – najpierw pod obywatelskim projektem „Ratujmy kobiety”, później pod obywatelskim projektem uchwały „In vitro dla krakowian”.  Projekt liberalizujący ustawę antyaborcyjną przepadł w Sejmie 10 stycznia 2018 roku (przy nieobecności wielu posłów Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej). 13 stycznia Dadu mówiła na kolejnej demonstracji:

 

Społeczeństwo chce legalizacji aborcji, ale Sejm jest bardziej oderwany. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek była w takim szoku jak 10 stycznia 2018 roku. Zabrakło dziewięciu głosów, żeby nasz projekt ustawy przeszedł do prac w komisji. Proszę, żebyście zrozumieli mnie dobrze. Zbierając podpisy, nie oczekiwaliśmy niczego od PiS-u. Ale 10 stycznia partie, które w tytule mają nowoczesność i obywatelskość, projekt obywatelski miały gdzieś. Zarówno czytanie, jak i głosowanie, które jest obowiązkiem posłów.

 

Na sercu leżą jej nie tylko prawa kobiet. Aktywnie uczestniczy także w innych demonstracjach, jak m.in. protesty przeciwko reformie sądownictwa na krakowskim Rynku w lipcu 2017 roku. Dlaczego?   – Bo dzieje się wielka niesprawiedliwość. Filary demokracji mogą upaść. Sąd Najwyższy to ostatni bastion niezależności – odpowiada.   Na jednym z tych protestów przemawiała do zebranych:

 

Opowiem wam osobistą historię. Był styczeń 2005 roku, kiedy z przyjaciółką wybrałam się do Kijowa na pierwszy Majdan. On był pokojowy, przebiegał w atmosferze dobra i ciepła mimo mroźnej aury. Ludzie mówili do siebie: „Nie dajcie się sprowokować, nie dajcie się nienawiści”. Mamy inne realia, ale pamiętajmy o tym. A władza niech pamięta: będziemy wam patrzeć na ręce!

 

Na kolejnym z protestów grzmiała:

 

Nie chcemy mieć sędziów działających według rozkazów partii rządzącej, a także sądzących według norm katolickich.

 

Za jej plecami stali przedstawiciele parlamentarnych partii opozycyjnych, a ona apelowała do nich:

 

Weźcie się do roboty, w tym roku nie ma wakacji. Dużo dziś obiecujecie, droga opozycjo, ale niech to nie będą puste słowa. Stwórzcie wspólny front opozycyjny. A jeżeli w swoich postulatach będziecie dbać o prawa kobiet, to my także was wesprzemy.

 

23 lipca 2018 Lana Dadu współorganizowała kolejną demonstrację przeciwko nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym przed siedzibą Sądu Okręgowego w Krakowie. Mówiła wtedy:

 

Wolność to sprawa nadrzędna. My, kobiety, będziemy tu dotąd, dopóki będziemy mogły. Wybrałam sobie ten kraj do życia i będę o niego walczyć.

 

fot. materiały Stowarzyszenia Sprawa Kobiet

 

Opracowanie sylwetki na podstawie materiałów Gazety Wyborczej:

 

Zdjęcie profilowe: Jakub Porzycki / Agencja Gazeta


Opublikowano:





Wesprzyj bunt!