Prof. Jędrzej Skrzypczak: SLAPP narasta. Czas wyznaczyć granicę nękania pozwami
Oczywiście, każdy ma prawo do sądu. Ale organy państwa, wytaczając sprawy mediom, powinny się dziesięć razy zastanowić. Może twarda, jednolita linia orzecznicza sądów powszechnych i Sądu Najwyższego zniechęci władze do pozywania dziennikarzy - mówi prof. Jędrzej Skrzypczak, prawnik i politolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza
Agnieszka Kublik: Agencja R4S, założona przez byłego rzecznika PiS Adama Hofmana, zamiast odpowiedzieć na przesłane jej pytania przez dziennikarzy „Wyborczej”, portalu OKO.press i Fundacji Reporterów złożyła doniesienie do prokuratury. Twierdzi, że pytania są zniesławiające. To sytuacja bez precedensu. Już nie chodzi o zatrzymanie publikacji, ale o to, by się do niej nie przygotowywać. To nowa forma mrożenia wolnych mediów?
Prof. Jędrzej Skrzypczak, prawnik i politolog, Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Wydział Nauk Politycznych i Dziennikarstwa: Faktycznie, sytuacja jest bez precedensu. Wprawdzie w przeszłości, w 2006 r. w głośnej sprawie pytań formułowanych przez Andrzeja Leppera podczas wystąpienia w Sejmie, sądy rozstrzygnęły, iż pytanie może zawierać zniesławiającą treść – jeżeli zawiera w sobie zniesławiające fakty – to jednak okoliczności tamtej sprawy były inne.
Przypomnijmy: w listopadzie 2001 r. Lepper podczas debaty w sprawie odwołania go z funkcji wicemarszałka Sejmu zapytał, czy prawdą jest, że liderzy PO Donald Tusk, Paweł Piskorski i Andrzej Olechowski, a także politycy SLD Jerzy Szmajdziński i Włodzimierz Cimoszewicz spotykali się z gangsterami i brali od nich łapówki.
Pytania padły podczas publicznego wystąpienia, a nie zostały przesłane zainteresowanemu – jak rozumiem – niepublicznie, w ramach prowadzonego śledztwa dziennikarskiego czy przygotowywania materiału prasowego.
Nie znam oczywiście szczegółów sprawy dotyczącej agencji R4S, jednak są zasadnicze wątpliwości co do nawet potencjalnej możliwości wypełnienia w tym przypadku przez dziennikarzy innych znamion niezbędnych do zaistnienia przestępstwa z art. 212 k.k. Może warto przy tej okazji przypomnieć i podkreślić, że światowe (np. art. 19. Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych) czy europejskie (art. 10. Europejskiej Konwencji Praw Człowieka) standardy ochrony wolności słowa, którymi Polska jest związana, gwarantują nie tylko wolność posiadania i przekazywania informacji i idei, ale także ich otrzymywania.
Martwi mnie – podobnie jak wielu wybitnych profesorów i osobistości prawa – nowa, widoczna w ostatnich latach praktyka. A mianowicie strategiczne, systemowe akcje przeciwko dziennikarzom, ale także innym uczestnikom życia publicznego, sygnalistom itp. z angielska nazwane SLAPP (strategic lawsuit against public participation).
Oczywiście, każdy ma prawo do sądu i to niezawisły sąd powinien rozstrzygać spory pomiędzy obywatelami. Ale w kodeksie cywilnym w art. 5. mamy zakaz nadużywania swoich praw podmiotowych. Każdą instytucję prawną można wykorzystać w złym i w dobrym celu.
I żeby było jasne, zjawisko to nie dotyczy tylko Polski. To się dzieje w Hiszpanii, we Francji, w Bułgarii, Rumunii, Portugalii, Włoszech, Słowenii.
W listopadzie zeszłego roku zwracało na to uwagę prawie osiemdziesiąt najważniejszych światowych organizacji zajmujących się dziennikarstwem i wolnością słowa. W otwartym liście zaapelowały do Komisji Europejskiej o podjęcie prac legislacyjnych przeciwko tego typu działaniu, czyli nadużywaniu uprawnień.
Wiele organizacji postuluje, żeby dokonać na poziomie unijnym tego rodzaju regulacji wyznaczającej, gdzie jest granica nękania procesami.
No właśnie: nękanie. Jak policzyło Towarzystwo Dziennikarskie, obecna władza, rządząca partia, ministerstwa, instytucje państwowe, spółki skarbu państwa w sumie wytoczyły ponad 170 spraw przeciwko wolnym mediom. „Wyborcza” ma ich najwięcej, a najczęściej pozywa resort Ziobry. Prezes Kaczyński pozwał nas za publikację o dwóch wieżach przy Srebrnej. Prokurator krajowy Bogdan Święczkowski za komentarze na temat prokuratury. NBP żądał usunięcia z wydań papierowych wszystkich tekstów o NBP i aferze korupcyjnej w KNF, wszystkie te sprawy wygraliśmy. TVP pozywa nas niemal za wszystko, teksty informacyjne, komentarze, a nawet recenzje. Prezes PKN Orlen Daniel Obajtek ostatnio domagał się, byśmy przestali o nim pisać.
Organy państwa, wytaczając takie sprawy, czy to karne, czy cywilne, powinny się dziesięć razy zastanowić. Formalnie mają do tego prawo, ale moim zdaniem pewnych rzeczy władzy nie wypada robić.
Jaka władza, taka kultura polityczna…
Oczywiście, trudno jest także taką kulturę zadekretować. Dlatego dzisiaj bardzo istotna jest rola niezawisłych sądów. Jeżeli będzie podtrzymana linia orzecznicza, zgodnie z którą krytyka władzy jest społecznie uzasadniona – a nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej – to może to ostudzić zapały władzy do mrożenia mediów.
Tak, rola sądów jest ogromna i PiS to doskonale wyczuwa. I już próbuje zmrozić… sędziów. Kiedy wygraliśmy sprawę z NBP o usuwanie z papieru i wydań internetowych artykułów o powiązaniu NBP z aferą korupcyjną w KNF, to pełnomocnik NBP mec. Artur Wdowczyk postanowił donieść do prokuratury na sędzię, które orzekały w tych sprawach. Prokuratura się tym zajęła i próbowała nawet złamać tajemnicę sędziowską.
Wierzę, że sądy są niezawisłe i pomimo takich akcji nadal takie pozostaną. Mam nadzieję, że twarda, jednolita linia orzecznicza sądów powszechnych i Sądu Najwyższego będzie taka, że zniechęci władze do tego rodzaju działań.
A tymczasem posłowie PiS z sejmowej komisji kultury są „głęboko zaniepokojeni próbami systemowego zastraszania dziennikarzy i polskich mediów przez wydawnictwo Ringer Axel Springer”.
Nie bardzo rozumiem, dlaczego komisja zajmowała się tylko procesami, które dziennikarzom wytoczyło to jedno wydawnictwo?
Bo – cytuję za dezyderatem autorstwa posłanki PiS Joanny Lichockiej – „działania tego wydawnictwa mają na celu nie tylko zdławienie możliwości krytyki tego niemieckiego, obecnie także z udziałem kapitału szwajcarskiego i amerykańskiego, wydawnictwa, są także przejawem próby ingerencji przez podmiot zewnętrzny w obowiązywanie konstytucyjnej zasady wolności słowa w Polsce”.
Powiem delikatnie: mam wątpliwości co do tej tezy. Bo np. dlaczego na liście nękanych dziennikarzy znalazły się tylko określone media?
Tylko media wspierające PiS – TVP Info, portal Wpolityce.pl…
Posłowie, oczywiście, mają prawo zgłaszać tego rodzaju dezyderaty, ale w moim przekonaniu powinni występować w obronie wszystkich mediów w Polsce.
Występują w obronie swoich, gnębionych przez Niemców…
RASP to spółka zarejestrowana w Polsce, zatrudniająca Polaków i wydająca polskie tytuły, w których publikują polscy dziennikarze.
Ale to niemieckość jest tu problemem dla pisowskich mediów. Zerknijmy w sprawie jakich wpisów na Twitterze RASP poszedł do sądu: >„Fakt” jest niemieckim tabloidem<, „Linia programowa jest tworzona pod dyktando Niemiec”, „Mark Dekan jest niemieckim nadzorcą”, „RASP działa w interesie Niemiec”.
Kiedy Polska Press wiele lat temu kupowała „Głos Wielkopolski”, dziennik regionalny, który teraz został sprzedany Orlenowi, w Poznaniu pojawiła się taka narracja, że ponieważ to jest niemiecki koncern prasowy, to np. 1 września nie będziemy czcić, czy wspominać wybuchu II wojny światowej. Nic takiego się nie zdarzyło.
Narodowość koncernu nie miała żadnego wpływu na linię programową dziennika. To był wydumany problem.
SLAPP to dziś ogromny problem i dlatego potrzeba reakcji legislacyjnej, chociażby ze strony Komisji Europejskiej.
Można by wprowadzić taką zasadę, jaka obowiązuje w niektórych stanach w USA, że sąd przygląda się tym pozwom na bardzo wstępnym etapie i decyduje, czy to kwestia dotycząca spraw publicznych, czy to jest głos w debacie publicznej, czy nie. Jeśli nie, umarza sprawę.
Liczba pozwów obozu władzy przeciwko wolnym mediom może przytłaczać. Bo przeciwko dziennikarzom stoi ogromna machina, która korzysta z nielimitowanych środków na obsługę prawną. Nierzadko instytucje występują w obronie konkretnej osoby, a nie funkcji, którą sprawuje.
Tak się dzieje np. w przypadku ministra sprawiedliwości Ziobry.
A przecież mamy wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie z 2015 r., w którym sąd bardzo wyraźnie podkreślił, że dobra osobiste osoby prawnej nie mogą być łączone z organem tej osoby. Inaczej mówiąc – prezydent miasta, jego burmistrz lub wójt, czyli organ sposoby prawnej, nie może korzystać z pieniędzy publicznych tego podmiotu do obrony swojego własnego dobrego imienia. Jeżeli chce prowadzić spór z prasą, powinien wytoczyć własny proces.
Jeżeli PiS tak bardzo denerwuje się tym, co się o nim pisze, to znaczy, że słowo ma siłę. Im bardziej PiS chce, żebyśmy się zamknęli, tym bardziej pokazuje, że to, co robimy, ma sens.
10 lutego, kiedy ponad 40 redakcji zamilkło, to był bardzo smutny dzień dla wszystkich. To jest trochę tak, jak z rodziną: doceniamy ją zwykle dopiero, jak ją stracimy. Z badań prowadzonych w sprawie akcji „Media bez wyboru” wynika, że większość społeczeństwa była nieszczęśliwa bez swoich mediów.
Wywiad Agaty Kublik ukazał się pierwotnie w „Gazecie Wyborczej”. Archiwum Osiatyńskiego dziękuje za możliwość przedruku.