Co grozi Kamilowi Zaradkiewiczowi za jego blitzkrieg w Sądzie Najwyższym? Rozmowa z prezesem Iustitii

Udostępnij

prof. dr hab., profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Śląskiego, specjalista w zakresie prawa cywilnego i postępowania cywilnego, sędzia, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich…

Więcej

Przebieg piątkowych i sobotnich obrad Zgromadzenia Ogólnego SN to nie dowód na obstrukcję ze strony sędziów, co sufluje prorządowa prasa, ale na próbę wprowadzenia zamordyzmu w najważniejszym sądzie w Polsce przez "dobrą zmianę". Sędziów Sądu Najwyższego wspierają sędziowie w całej Polsce.



Waldemar Paś: O co chodzi w ostatniej awanturze w Sądzie Najwyższym?

 

Krystian Markiewicz, przewodniczący Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”: O czyste zasady, zgodne z prawem reguły wyboru na kandydatów na I prezesa Sądu Najwyższego. Tak samo, jak chcemy tego w odniesieniu do wyborów prezydenckich, tak i tutaj liczy się trzymanie się procedur prawnych.

 

A tutaj już na poziomie powoływania komisji skrutacyjnej widzimy dziwne zachowania prowadzącego Zgromadzenie Ogólne SN. Ta komisja będzie liczyła głosy w kolejnych głosowaniach, m.in. nad wyłonieniem pięciu sędziów, spośród których prezydent Andrzej Duda wybierze I prezesa Sądu Najwyższego.

 

Czyli ta komisja nie powstała?

 

Na wniosek części sędziów SN wybór członków tej komisji skrutacyjnej ma nastąpić w głosowaniu tajnym. Z tego powodu musiała być powołana inna komisja, która policzy głosy w wyborach do komisji skrutacyjnej. W piątek 8 maja Zgromadzenie Ogólne SN przez aklamację powołało tę „wstępną” komisję.

 

Jak wyglądała aklamacja?

 

Po prostu nikt nie wyraził sprzeciwu, gdy zapytał o to przewodniczący. Obecnie ta wstępna komisja to jedyne ciało wybrane podczas tych obrad.

 

Dlaczego?

 

Pan Kamil Zaradkiewicz powołany przez prezydenta Andrzeja Dudę jako p.o. I prezesa SN zachowywał się jak Stanisław Piotrowicz podczas prowadzenia komisji w Sejmie.

 

 Niczym car samodzierżca nie dopuścił do przyjęcia porządku obrad. To prowadzi do chaosu w Sądzie Najwyższym, podobnego do tego z wyborami na prezydenta, czyli, że były wybory, które się nie odbyły.

 

Przez dwa dni, w piątek i sobotę, nie przyjęto porządku obrad?

 

Nie.

 

Może ten porządek nie był potrzebny?

 

Według powszechnie przyjętych zasad procedowania ciał kolegialnych naturalną rzeczą jest, że najpierw ustala się zasady, według jakich zebranie ma się toczyć. To dotyczy praktycznie wszystkich zebrań – zarówno w formalnych stowarzyszeniach, jak gminnych zebraniach czy wybierając przewodniczącego klasy w podstawówce.

Chyba dla wszystkich to sprawa oczywista. Tak samo jest w naszej organizacji. Pierwszą rzeczą na zebraniu delegatów  jest przyjęcie wniosków do porządku obrad. Każdy może zgłosić wniosek.

 

A tu chodzi o Zgromadzenie Ogólne sędziów SN, w którym uczestniczy ok. 100 osób, w większości to kwiat polskiego sądownictwa, a nie zebranie sług pana Zaradkiewicza, gotowych na posłuszne wykonywanie jego poleceń.

 

Czyli oprócz prawa chodzi o wzajemny szacunek, że nie można nikogo zaskakiwać niespodziewanymi punktami obrad?

 

Tak. To istota dobrych obyczajów. I chyba jedynie w obecnej polityce widzimy odstępstwa od tej normy. Boje się, czy pan Zaradkiewicz, korzystając z tych wzorów, nie zarządzi jakichś spotkań i głosowań w nocy.

 

Był składany wniosek o ustalenie porządku obrad?

 

Dwukrotnie pisemnie. Pierwszy tuż po rozpoczęciu obrad w dniu 8 maja. Pod drugim wnioskiem z 9 maja, prezentowanym przez sędzię prof. Martę Romańską podpisało się 49 sędziów. To większość członków Zgromadzenia.

 

I co?

 

Pan Kamil Zaradkiewicz nie poddał tych wniosków pod głosowanie.

 

Co chciał w ten sposób osiągnąć?

 

Podejrzewam, że boi się okazania woli większości i nie chce jej uszanować, bo ma do przeprowadzenia ściśle określony, polityczny cel. To przykład zarządzania przez wprowadzanie chaosu, w sposób absolutystyczny, żeby nie powiedzieć zamordystyczny.

 

Co więc się wydarzyło?

 

W piątek dwa głosowania nad powołaniem komisji skrutacyjnej do niczego nie doprowadziły. Kandydaci, którzy się zgłosili, nie uzyskali większości poparcia, czyli ponad połowy sędziów SN.

 

Wiadomo, kto się zgłosił?

 

Sami nowi neosędziowie, z ostatnich nadań. Neo, bo powołał ich wadliwie prezydent Duda na wniosek neo-KRS i – jak wiemy – są poważne wątpliwości, czy oni w ogóle są sędziami. Prawdziwi sędziowie co do zasady nie zagłosowali na nich.

Dwa głosowania były w piątek, a trzecie w sobotę, po czym pan Zaradkiewicz przerwał obrady do godz. 10 we wtorek 12 maja.

 

Po co to zrobił?

 

Bo zaczęły się mu kończyć opcje. Osoby, które startowały do komisji skrutacyjnej, nie mogą już ponownie kandydować. Mimo to taką próbę podjęto w sobotę. Do tego narastało zagrożenie związane z COVID-19, sędziowie – wielu już z nich to osoby w podeszłym wieku – obawiali się o swoje zdrowie, siedzieli przez wiele godzin obok siebie.

 

I co teraz?

 

Pan Zaradkiewicz przez całe sobotnie obrady cisnął, aby tak czy owak przepchnąć wybór komisji skrutacyjnej. W końcu przyznał, że nie dokonano wyboru, ale zaczął kwestionować sposób liczenia głosów przez wstępną komisję. Że nie jest zgodny z tym, jak zostały przygotowane karty do głosowania. I że konieczne będzie ponowne przeliczenie głosów.

 

Ja przypominam, że mówimy tu o wyborach na I prezesa SN, najważniejszego sądu w Polsce. Obawiam się, że to zabiegi celowe – aby upokorzyć sędziów, zmęczyć ich, zastraszyć. To metodologia już znana z działań rzeczników dyscyplinarnych.

 

A kto będzie ponownie liczył te głosy?

 

I to jest clue. Zgodnie z prawem tylko ta wstępna komisja jest uprawniona do oceny, czy komisja skrutacyjna została wybrana, czy nie. Pan Zaradkiewicz tego uprawnienia nie ma. A jeśli zdecyduje się przeliczyć te głosy, to moim zdaniem być może popełni przestępstwo z art. 231 kk.

 

To jest przepis o przekroczeniu uprawnień funkcjonariusza publicznego, ten sam, z którego ścigają nas, niepokornych sędziów, np. wtedy, kiedy zadajemy pytania prawne Sądowi Najwyższemu, czy pytania prejudycjalne Trybunałowi Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

 

Czy to jedyna możliwa odpowiedzialność Kamila Zaradkiewicza?

 

Są jeszcze dwie rzeczy. Jeśli pan Zaradkiewicz przyjmie, że została wybrana komisja skrutacyjna i przeprowadzi te wybory, to według mnie jest na drodze popełnienia fałszu intelektualnego, czyli poświadczenia nieprawdy przez funkcjonariusza publicznego. To jest art. 271 kk.

 

A kolejna sprawa?

 

Podczas obrad Zgromadzenia Ogólnego SN padł wniosek, aby sędziowie powołani do Izby Dyscyplinarnej nie brali udziału w tym posiedzeniu.

 

Chodzi o postanowienie TSUE z kwietnia br. zawieszającego tę Izbę. Nie wiemy też, czy te osoby są sędziami, bo za chwilę może to orzec TSUE, a jego wyroki działają wstecz.

 

A jeśli tak się stanie, to co?

 

To się okaże, że Zaradkiewicz nie poddał tej kwestii pod głosowanie, a dopuścił do udziału w Zgromadzeniu osoby, o których z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że nie są sędziami.

 

Naraża on nasz kraj na kompromitację na forum europejskim, a Polaków na to, że nie będą pewni tego, czy mogą szukać sprawiedliwości w SN, w którym jest cała masa wadliwie wybranych sędziów, a wśród nich nawet sam I Prezes.

 

I co za to grozi Kamilowi Zaradkiewiczowi?

 

Co najmniej odpowiedzialność dyscyplinarna.

 

Czyli te same przepisy, z których was się teraz bezpodstawnie szykanuje?

 

Tak. Poprzednia I prezes SN prof. Małgorzata Gersdorf zwróciła się do Rzecznika Dyscyplinarnego Sądu Najwyższego – to inny organ od Izby Dyscyplinarnej powołanej przez „dobrą zmianę” – o zbadanie ewentualnej odpowiedzialności sędziego Zaradkiewicza za jego postanowienia z 1 i 9 lipca ub.r., w tym jego wniosku do TK. Istnieje podejrzenie, że sędzia Zaradkiewicz bezprawnie zabrał akta z SN przekazał je do TK. Niestety, Rzecznik Dyscyplinarny Sądu Najwyższego nie podjął żadnych działań, gdyż nie dysponuje aktami, które są w Trybunale Konstytucyjnym.

 

Co dalej będzie?

 

Nie wiem. Nie uznaję za sędziów osoby, które zostały powołane w wadliwej procedurze. Ale część z nich znałem kiedyś jako dobrych i przyzwoitych prawników. Mam nadzieję, że dalej będą pamiętać, co to znaczy być prawnikiem, i nie będą brały udziału w blitzkriegu Zaradkiewicza. Że będą pamiętały, że to gmach Sądu Najwyższego i 100-letnia historia polskiego sądownictwa, a nie sala kolumnowa Sejmu z ostatnich lat.

 

Liczę też, że sam Zaradkiewicz się opamięta.

 

Kim będzie przyszła lub przyszły I prezes Sądu Najwyższego?

 

Zgodnie z nowymi zasadami Zgromadzenie Ogólne ma wyłonić pięciu kandydatów. W ten sposób obecna władza zapewniła sobie, że tak czy owak prezydent Andrzej Duda będzie mógł wybrać „swojego” kandydata. Mam nadzieję, że będzie wybierał spośród sędziów, a nie sposób osób, które sędziami nie są.

 

Jeśli to zrobi i powoła kogoś z tzw. neo-sedziów, to za kilka miesięcy (czekamy na orzeczenie TSUE) może się okazać, że pan prezydent kolejny raz złamał konstytucje, powołując na I prezesa SN osobę, która w ogóle sędzią nie jest. Iustitia będzie jednak cały czas monitorować to, co się dzieje w SN, wspierając prawych Sędziów Sądu Najwyższego.

 

Wywiad Waldemara Pasia ukazał się w „Gazecie Wyborczej” dnia 12 maja 2020 roku. Archiwum Osiatyńskiego dziękuje za możliwość przedruku.



Autor


prof. dr hab., profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Śląskiego, specjalista w zakresie prawa cywilnego i postępowania cywilnego, sędzia, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich…


Więcej

Opublikowany

13 maja 2020






Inne artykuły tego autora

26.10.2017

Komentarz do prezydenckich pomysłów na zreformowanie sądownictwa



Wesprzyj nas!

Archiwum Osiatyńskiego powstaje dzięki obywatelom i obywatelkom gotowym bronić państwa prawa.


10 
20 
50 
100 
200