„We are good”, a u was zabijają demonstrantów i wycinają łechtaczki. PiS w Strasburgu dał Europie popalić
Posłowie PiS - Dominik Tarczyński i Iwona Arent - pokrzykiwali na europejskich kolegów, argumentując, że Szwecja nie może krytykować polskiego rządu, bo coraz więcej w niej gwałtów i obrzezań kobiet, a Francja - bo płoną tam samochody. Demokracja w Polsce jest najlepsza, "we are good". Wtorkowe Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy - wielki wstyd dla Polski
Autor: Michał Danielewski.
Jednym z punktów obrad wtorkowej (28 stycznia) sesji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy (nie mylić z Parlamentem Europejskim, organem UE) był stan instytucji demokratycznych w naszym kraju. Dyskusja toczyła się na podstawie raportu Komitetu Monitorującego RE z 6 stycznia 2020, który po dwóch wizytach w Polsce przedstawił dokument bardzo krytyczny wobec zmian wprowadzanych przez PiS, głównie w sądownictwie.
Raport stwierdza: „Często słyszy się argument, że wprowadzane w Polsce zmiany w wymiarze sprawiedliwości są zgodne z europejskimi standardami, ponieważ ich pewne konkretne rozwiązania występują również w systemach innych państw europejskich.
To błędne rozumowanie: nawet jeśli niektóre z nowych przepisów są podobne do mechanizmów stosowanych w innych państwach, nie można ich rozpatrywać bez odniesienia do całego systemu prawnego i jego historii w danym kraju. Dlatego przyjęcie takich wyjaśnień prowadziłoby do frankensteinizacji prawa”.
Opublikowany 6 stycznia 2020 raport okazał się w dużym stopniu proroczy, zwłaszcza zdanie „często słyszy się argument”. Bo posłowie PiS po raz kolejny na wtorkowych obradach:
- wskazywali na wyrywkowe rozwiązania z innych krajów europejskich;
- dowodzili, że zmiany w sądownictwie mają demokratyczny mandat wyborców i dlatego są zgodne z prawem;
- zapewniali, że priorytetem jest dla nich spełnianie obietnic wyborczych;
- obrażali dyskutantów, zarzucając im, że nic nie rozumieją;
- sugerowali, że politycy europejscy dali się oszukać polskiej opozycji;
- odbierali politykom europejskim prawo do wypowiedzi o demokracji w Polsce ze względu na różne problemy społeczne w ich krajach.
Tarczyńskiego metoda na Frankensteina
Główną gwiazdą delegacji Prawa i Sprawiedliwości był Dominik Tarczyński, jeszcze poseł sejmowy, ale już niedługo, dzięki formalnemu dopięciu Brexitu – eurodeputowany. Rychła zmiana wynagrodzenia ze złotówek na twardą europejską walutą najwyraźniej dodała politykowi werwy, by z jeszcze większą pasją Europę atakować.
Zaczął od ostrej amunicji:
„To kłamstwo, że w Polsce sędziów wybiera minister sprawiedliwości. Mam jednak pytanie do niemieckich socjalistów: kto wybiera sędziów w Niemczech? I odpowiadam: właśnie on [minister sprawiedliwości]”
Poseł Tarczyński zastosował tu w sposób modelowy metodę manipulacji opisaną w raporcie Rady Europy jako „frankensteinizacja prawa”. Powiedział niby prawdę, ale zupełnie oderwaną od kontekstu, bo systemu niemieckiego nie da się w tym aspekcie porównać z polskim. Przede wszystkim, jak czytamy w „Deutsche Welle”, o tym, kto będzie w Niemczech sędzią w sądach powszechnych decydują kraje związkowe!
Choć to prawda, że odpowiadają za to z reguły „ministerstwa sprawiedliwości przy współudziale parlamentów landowych i przedstawicieli samorządu sędziowskiego – w różnych proporcjach, w zależności od landu”.
Ale już zupełnie inaczej to wygląda, jeśli chodzi o wybór sędziów w sądach federalnych. Zacytujmy większy fragment wyjaśnienia Voltera Wagenera i Bartosza Dudka z „Deutsche Welle”:
„Komisja ds. wyboru sędziów (Richterwahlausschuss) podejmuje decyzje zwykłą większością głosów w tajnym głosowaniu i składa się z 32 członków. Przewodniczy mu odpowiedni minister federalny (np. w przypadku Federalnego Sądu Pracy minister pracy, w przypadku Federalnego Sądu Administracyjnego minister spraw wewnętrznych itd.), który odpowiada za organizację procedury wyboru. Nie ma on jednak w tym gremium prawa głosu, ale podobnie jak komisja, może on zaproponować kandydata. Kandydatura sędziego opiniowana jest przed wyborem przez specjalne gremium sędziowskie w sądzie, w którym ma orzekać kandydat.
Na koniec kandydatura musi zostać zaakceptowana przez odpowiedniego ministra federalnego. Może on odmówić akceptacji tylko w przypadku uchybień formalnych. Aktu mianowania dokonuje prezydent RFN”.
Tarczyńskiego wizje demokracji
Tarczyński przemawiał dalej: „Ta dyskusja jest również o bezpieczeństwie polskich obywateli, dlatego mówię: Thank you very much, we’re good! Nie mamy płonących samochodów na ulicach Warszawie, nie mamy zamieszek, ludzie nie są bici i nie tracą życia, tak jak to się dzieje teraz we Francji. Więc zajmijcie się swoimi problemami, my mamy się dobrze”.
Rzeczywiście, racja, we francuskich miastach płoną samochody, zaś policja zdecydowanie – czasami wręcz brutalnie i z przekroczeniem reguł – tłumi protesty społeczne. Natomiast ludzie nie tracą życia na ulicach z rąk policji.
Szerokim echem odbił się jedyny w ostatnich latach przypadek śmierci jednego z manifestantów. Podczas festiwalu muzycznego w Nantes w czerwcu 2019 r. policja zepchnęła demonstrantów do rzeki, jeden z nich – 24-letni Steve Canico – nie potrafił pływać i utonął.
Trudno również pojąć, dlaczego akurat teraz PiS zajął się francuskimi samochodami – te w ramach osobliwej tradycji protestu płoną we Francji od kilkudziesięciu lat, a wszystko zaczęło się w latach 90. XX wieku w biednych dzielnicach Strasbourga i szybko zostało podchwycone w całym kraju. Nie jest też jasne, jak płonące auta maja się do naruszanego trójpodziału władzy w Polsce.
Tarczyński fantazjuje o sobie samym
Wraz ze wzrostem liczby płonących aut w wyobraźni Tarczyńskiego poseł coraz bardziej się rozkręcał. Tym razem – przykro to powiedzieć – do granicy samoośmieszenia:
Słyszę od włoskiego deputowanego o wolności mediów: jestem najlepszym przykładem [jak było przed 2015 r.]. Zostałem zwolniony, gdy byłem dziennikarzem podczas rządów Platformy Obywatelskiej. – Dominik Tarczyński, Wystąpienie w Parlamencie Rady Europy – 28/01/2020.
FAŁSZ. Tarczyński nie był dziennikarzem lecz zastępcą dyrektora ds. eksploatacji i został zwolniony za naruszenie kodeksu pracy.
Fakty? Tarczyński nie był wtedy dziennikarzem, tylko zastępcą dyrektora ds. eksploatacji w Ośrodku Informatyki i Telekomunikacji TVP. Po drugie, został zwolniony nie w ramach cenzury, tylko za naruszenie kodeksu pracy: w czerwcu 2011 roku na zwolnieniu lekarskim poszedł pilnować namiotu Solidarni 2010 na Krakowskim Przedmieściu.
Tarczyński o obietnicach wyborczych (ryzykowny pomysł)
Na koniec Tarczyński najpierw nieco przesadził:
„Dużo się tu mówi o demokracji, nasze rządy to najlepszy przykład demokracji, bo zmiany w sądach były obiecane w kampanii wyborczej i dlatego nasz rząd został wybrany w 2015 roku i 2019 roku”.
Rzeczywiście w 2019 roku był to temat kampanii Prawa i Sprawiedliwości, ale w 2015 roku – już niekoniecznie.
Co prawda w programie partii opublikowanym przed wyborami mowa o zaostrzeniu odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów, ale nic nie jest napisane o stworzeniu Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym.
Jest również postulat zwiększenia uprawnień ministra sprawiedliwości, ale nic o tym, żeby przez de facto powolną sobie KRS wpływał na nominacje sędziowskie.
No i są obietnice jawnie nie spełnione (choćby znaczące skrócenie postępowań), z których OKO.press wybrało jedną, w dzisiejszym kontekście brzmiącą jak czarny humor:
„Prezydent RP będzie sprawować, przy pomocy powołanej przez siebie komisji złożonej z wybitnych, cieszących się autorytetem prawników (np. przedstawicieli nauki prawa oraz sędziów Sądu Najwyższego, NSA i Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku), nadzór nad rozpatrywaniem skarg na sądy”.
Tarczyński: nie macie bladego pojęcia
Wróćmy do posła Tarczyńskiego, który pożegnał się ze słuchaczami jeszcze jawnym kłamstwem: „Nie chcemy, by ktoś inny rządził za nas naszym krajem. Wy nie macie bladego pojęcia o czym mówicie. Większość z was tego nie przeszła, a my cierpieliśmy w czasach komunistycznych, a wielu dzisiejszych sędziów to ci sami ludzie, którzy sądzili podczas stanu wojennego w Polsce, to fakt!”.
Jako się rzekło, to nie fakt, to kłamstwo. Ostatnio ulubione zresztą kłamstwo prezydenta Dudy o sędziach-komunistach i ulubiony argument o ingerencji w polskie sprawy (w obcych językach).
Jedynie ok. 10 proc. obecnych sędziów sądów powszechnych orzekało przed 1989 rokiem, nie wspominając o stanie wojennym. Natomiast w Sądzie Najwyższym w 2017 roku zasiadało 10 sędziów, którzy znaleźli się w IPN-owskim wykazie sędziów „posłusznie” orzekających w sprawach politycznych w stanie wojennym, co stanowiło nieco ponad 13 proc. ówczesnego stanu SN.
Arent o gwałtach i łechtaczkach
Po Dominiku Tarczyńskim przemawiała jego partyjna koleżanka Iwona Arent. Ze względu na jej dość oryginalną angielską wymowę i składnię trudno było w każdym przypadku stwierdzić, co miała do przekazania. W punktach poniżej przedstawiamy, co z mowy poseł Arent zrozumieliśmy:
- rośnie liczba gwałtów w Szwecji, w zeszłym roku było ich ponad 8 tysięcy, a 40 tysięcy kobiet zostało obrzezanych (wycięto im łechtaczkę – precyzowała Arent);
- politycy europejscy dali się wmanewrować w grę polityczną zainicjowaną przez opozycję w Polsce;
- marsze i protesty przeciwko zmianom w sądownictwie to zaledwie garstka osób
- prywatne media w Polsce należą do Niemców i przedstawiają fałszywy obraz sytuacji w Polsce.
O tym, co ma wspólnego liczba gwałtów w Szwecji do zamachu na trójpodział władzy, przejdziemy później, teraz OKO.press przyznaje: tak, to prawda, liczba gwałtów w Szwecji rzeczywiście rośnie, fakt podany przez poseł Arent jest prawdziwy.
Natomiast nie jest prawdziwa teza (u Arent tylko domyślna) ubóstwiana przez polityków używających skrajnie prawicowej – od PiS przez prawicowych populistów ze Szweckich Demokratów do Donalda Trumpa – że za wzrost gwałtów odpowiedzialny jest wzrost liczb migrantów. Nie ma na to dowodów. Przyczyną wzrostu liczby raportowanych gwałtów mogą być natomiast zmiany legislacyjne w szwedzkim prawie i trwający od wielu już lat wzrost świadomości społecznej, co jest przemocą seksualną i jak się przed nią bronić.
To sytuacja zupełnie odwrotna niż w Polsce, gdzie Prawo i Sprawiedliwość sprzeciwia się wprowadzeniu edukacji seksualnej do szkół i rozważa wypowiedzenie konwencji antyprzemocowej. Efekt dobrze wygląda na papierze, bo zgłaszanych gwałtów w Polsce jest rocznie kilkukrotnie mniej niż w Szwecji (1396 do 7236 w 2017 roku), ale badania pokazują, że skala przestępstw seksualnych jest ogromna, a przygniatająca większość w ogóle nie jest zgłaszana organom ścigania.Jednak jeśli chodzi o straszny proceder obrzezania kobiet, Arent przestrzeliła: w 1982 roku wprowadzono karę do sześciu lat więzienia za ten proceder, od tamtego czasu do 2011 roku zanotowano 46 takich przypadków. Rzeczywiście, szacuje się, że w Szwecji żyje ok. 38 tys. ofiar obrzezania, okaleczonych jednak poza Szwecją.
Mistrz PiS Jerzy Urban wysyłał śpiwory bezdomnym w USA
Sposób argumentacji zaprezentowany przez Tarczyńskiego i Arent, a stosowany również przez innych polityków PiS i media narodowe, to kalka z propagandy komunistycznej. Na porządku dziennym było wtedy umniejszanie kłopotów wewnętrznych i łamania praw człowieka w Polsce przy ez prawdziwe bądź wyimaginowane przewiny Zachodu. Klasyczny zabieg tego typu należy do Jerzego Urbana, który jako rzecznik dyktatury generała Wojciecha Jaruzelskiego wysłał w 1986 roku śpiwory bezdomnym w Stanach Zjednoczonych.
Znaczenie tego gestu było identyczne jak w przypadku dziwacznych analogii Tarczyńskiego i Arent: niech zagraniczni (wtedy amerykańscy, dziś – europejscy) politycy nie wtrącają się w polskie sprawy i najpierw rozwiążą problemy u siebie.
Również Urban – tak jak Tarczyński i Arent – odnosił się do realnego fenomenu (bo bezdomność w USA to wówczas i dziś poważny problem), tak jak w retoryce PiS propagandowa była dysproporcja: trudno bezdomność porównywać z systemem monopartyjnej dyktatury z więźniami politycznymi i przemocą na ulicach.
W kategorii odwracania kota ogonem Urban był jednak mistrzem – problem bezdomności był (i jest) realny, a gest polskiej pomocy – ma swoja wymowę.
Perfidię tego zabiegu najlepiej unaocznia odwrócenie ról. Wyobraźmy sobie, że Polska krytykuje łamanie demokracji w Rosji, a Władimir Putin odpowiada nam tak: „W Rosji demokracja jest kryształowa i nie będą nas pouczać kraje, w których rodzice zabijają swoje dzieci i trzymają ciała w beczkach”.
Takie zabiegi mają swoją funkcję jedynie jako propagandowa pałka, w kontekście merytorycznej debaty są w całości bezwartościowe i pozbawione sensu.
Kwestie dotyczące praworządności w Polsce oraz w całej Unii Europejskiej będziemy dalej monitorować oraz wyjaśniać na łamach Archiwum Osiatyńskiego, a także – po angielsku – na stronie Rule of Law in Poland.
Podoba Ci się ten artykuł? Zapisz się na newsletter Archiwum Osiatyńskiego. W każdą środę dostaniesz wybór najważniejszych tekstów, a czasem również zaproszenia na wydarzenia.