Nie będziesz z nami? Zniszczymy cię. Rozmowa z sędzią Waldemarem Żurkiem

Udostępnij

W Archiwum Wiktora Osiatyńskiego od 2017 roku dokumentujemy, analizujemy i objaśniamy zmiany w zakresie praworządności w Polsce.

Więcej

Kiedy KastaWatch pana zaatakowała? - Zaraz po tym, jak zaistniała. Dla Emi byłem jej pierwszym celem, razem z poseł Gasiuk-Pihowicz, która wówczas w Sejmie intensywnie walczyła z wprowadzanymi przez PiS ustawami demolującymi Trybunał Konstytucyjny i sądownictwo. Rozmowa z Waldemarem Żurkiem, sędzią Sądu Okręgowego w Krakowie.



Jarosław Sidorowicz: Nie ma pan już dość?

 

Waldemar Żurek: Nie. Fizycznie trochę podupadłem na zdrowiu, ale mam czworo dzieci i nie chciałbym, by żyły w kraju, który przypomina Białoruś albo Rosję. Psychicznie jestem gotowy na dalszą walkę o wolne sądy i demokrację w Polsce. Mam świadomość, że muszę wypełnić przyrzeczenie sędziowskie: stać na straży prawa. Skończyłem dobry uniwersytet, mam ponad 20 lat praktyki i wiem, jakie przepisy zostały złamane i co stało się z tym państwem. Nie mógłbym spojrzeć w lustro, gdybym powiedział: „odpuszczam, wybieram święty spokój”.

 

Pytam, bo afera hejterska pokazuje, że rządzący w nagonce na sędziów są w stanie sięgnąć po wszystkie, nawet najbrudniejsze chwyty…

 

– Sędziowie jako grupa zawodowa pierwsi sprzeciwili się forsowanym przez rządzących niszczycielskim zmianom. Dlatego tak zaciekły atak i to na wielu frontach. Afera hejterska jest najbardziej jaskrawym przykładem, ale atak na środowisko sędziowskie prowadzony jest na wiele sposobów i zaangażowani są w to nie tylko hejterzy ukryci w internecie i mediach społecznościowych. Metodologia jest taka sama: musimy obrzydzić w oczach wyborców tę grupę.

 

Kto was więc obrzydzał oprócz hejterów?

 

– Mamy Polską Fundację Narodową, która za publiczne pieniądze prowadzi na billboardach kampanię oczerniania sędziów. I na to przeznaczono ogromne, publiczne pieniądze. Nielegalnie, wbrew zapisom statutu fundacji.

 

W atakach na sędziów biorą udział także politycy. Premier Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” mówi o zorganizowanej grupie przestępczej w krakowskim sądzie. Porównuje polskich sędziów do sędziów francuskiej Vichy, współodpowiedzialnych za eksterminację Żydów i kolaborację z Hitlerem! To potwarz i obelga. Mój dziadek sześć lat przesiedział w obozie pracy w Niemczech. I te słowa premierowi uchodzą.

 

Na posiedzeniu jednej z komisji sejmowych posłanka Pawłowicz stwierdziła, że mam stać na czele grupy chcącej obalić organy państwa. Przecież to najpoważniejszy zarzut! I to publiczne pomówienie uchodzi jej bezkarnie. Na Twitterze umieściła wpis, w którym wymieniła m.in. mnie z podpisem „Macie krew na rękach, zdrajcy”. Chodziło o awarię koła w samochodzie małżonki jednego z członków neoKRS. NeoKRS nagłaśniał to jako niemal zamach. I posłanka pisze, że w związku z tym ja mam krew na rękach. To obrzydliwe pomówienie. A czytają to w sieci tysiące ludzi. Efekt? Zaraz po takim wpisie wylewa się fala hejtu. Co ciekawe przez długi czas ten wpis był dostępny na Twitterze, a niedawno zniknął. Widać jakaś panika zapanowała. Czyżby niszczenie dowodów?

 

Co ma Pan na myśli?

 

– Ale pani Pawłowicz nie była jedyna. Patryk Jaki pomówił mnie w jednej z telewizji, zaliczając do grupy osób nie płacących alimentów. Niedawno spotkała mnie koleżanka. Widzę, że coś ją gryzie. W końcu mówi, że na mszy w krakowskiej kolegiacie św. Anny, po wywiadzie Jakiego dla „Tygodnika Powszechnego”, gdzie stwierdził, że chcą zabrać córce alimenty, zostałem wymieniony z ambony jako przykład zgnilizny moralnej w swoim środowisku. Nie padło moje nazwisko, ale z opisu, jaki przytoczono, koleżanka od razu zorientowała się o kogo chodzi. Napisałem mejla w tej sprawie do kolegiaty, prosząc, by nie posługiwano się cytatem z ministra Jakiego, bo to nieprawda i będę go pozywał. Nie dostałem odpowiedzi.

 

Równocześnie przez Sejm, z rażącym naruszeniem legislacji oraz Konstytucji, przepychane są przez prokuratora stanu wojennego ustawy niszczące system niezależnego sądownictwa. Łamie się wszelkie reguły, omija wszelkie procedury. Do tego dochodzą roszady, które robi się w sądach, wyrzuca niezależnych prezesów i mianuje swoich funkcyjnych, gdzie tylko się da. Tworzy się grupę, która ma zwasalizować sądy. To najczęściej osoby sfrustrowane, wielu po postępowaniach dyscyplinarnych, bez szans na dalszą karierę zawodową. Zresztą na marginesie: mnie też próbowano obłaskawić. Dostałem sygnał od osoby będącej blisko Jarosława Kaczyńskiego. Nie mogę powiedzieć, kto to. Nie wiem, czy była to inicjatywa prezesa, czy tylko tej osoby, ale przekaz był taki: prezes bardzo się o ciebie martwi. Mógłbyś zmienić postępowanie. Dwukrotnie miałem taki sygnał. Dostałem też sygnał przez pośrednika z ministerstwa, że mógłbym dostać prezesurę sądu. Tylko trzeba zamilknąć. To było jeszcze na początku dobrej zmiany.

 

Metoda kija i marchewki?

 

– To sygnał: nie będziesz z nami, zniszczymy cię. Wiceprezes Sądu Okręgowego w Krakowie Mieczysław Potejko, mianowany przez ministra Ziobrę, wysłał mi na mejla pismo, gdy byłem jeszcze w niezależnym KRS, że jako rzecznik sądu okręgowego w Krakowie mam zakaz wypowiadania się na tematy organizacyjne sądu, choć nikt mi nie zmienił zakresu czynności. Zrobił to nielegalnie. Potem zostałem odwołany, bez opinii kolegium sądu. Zmuszono mnie do przeniesienia do innego wydziału, znowu bez opinii kolegium, z naruszeniem USP. Głosują dwie osoby, gdy kolegium liczy kilkanaście osób. Komisja skrutacyjna wskazała, że nie było kworum. Nikogo to nie obchodzi. Wrzuca mi się dziesiątki spraw w nowym wydziale, często z przewlekłością, od miesięcy nie dotykanych, a jeszcze kończę sprawy w swoim starym wydziale. W nowym nie zostałem na wejściu uwzględniony w rozdziale asystentów, nie dostałem nawet protokolanta. Puszcza się za to sygnał do mediów, że ja rzekomo nie pracuję. Kontroluje się mój referat na podstawie anonimu, że znowu rzekomo mało pracuje. Dziś zastanawiam się, czy nie pochodził od grupy hejterskiej, bo teraz dopiero odkrywamy ten schemat działania: ktoś napisze anonim i natychmiast zjawia się kontrola z ministerstwa. Okazało się, że pracuję tyle, ile przewiduje mój zakres czynności.

 

Ale presja jest…

 

– Tak. Co ciekawe, wizytator, który sporządził pozytywną ocenę mojej pracy, wyjątkowo rzetelny i ceniony w środowisku, kilka miesięcy po tym, jak pojawiła się kwestia wyboru nowego wizytatora, nie dostał już propozycji objęcia tego stanowiska. Przypadek? Idźmy dalej. 16 miesięcy trwa kontrola CBA moich oświadczeń majątkowych. Wezwanie o ich wydanie przyszło do sądu nieklauzulowane, co oznacza, że o kontroli wie cały sąd. CBA nie ściąga ich z urzędu skarbowego, choć może to zrobić. Chodzi o to, bym czuł nacisk. Na pytanie organizacji pozarządowych, dlaczego akurat kontroluje się sędziego Żurka, CBA odpowiada, że „takie jest zapotrzebowanie społeczne”.

 

Kontrolują w bankach wszystkie moje przelewy z pięciu lat. Jak nic nie znajdują, kontrolują konto mojej żony, która wtedy jest w zaawansowanej ciąży. Sprawdzają nas we wszystkich instytucjach finansowych w Polsce. Jestem wzywany wielokrotnie na przesłuchania, które trwały po kilka godzin. CBA po tej kontroli wysyła jeszcze pismo do prokuratury, której zleca badanie przez Urząd Skarbowy. I zaraz na jednym z portali pojawia się informacja, że prokuratura zajęła się sprawą oświadczeń majątkowych sędziego Żurka. A w rzeczywistości nie zajęła się. Dlaczego nie wysłano tego bezpośrednio do US? Celowo, by wiązać moje nazwisko z prokuraturą. Na jednym z przesłuchań moi pełnomocnicy mówią do agenta CBA, że chyba już mają wszystkie dane, na co on: „Ale w przyszłym roku będzie pan miał kolejne oświadczenie, więc możemy zacząć od nowa”. I nic nie znajdują.

 

Proszę sobie wyobrazić, jakiej presji poddawana jest moja rodzina. Dom moich rodziców został obrzucony jajkami. Po roku od momentu, gdy mówię o tym w prokuraturze, na sprawie, którą wszczęto z urzędu – rzekomo, by mnie chronić – rodzice zostali wezwani na przesłuchanie. Po co? Po takim czasie to wezwanie ich tylko zestresowało, nie wiedzieli, w jakim celu są wzywani do prokuratury. Matka ma 75 lat, ojciec 80…

 

Córki z pierwszego małżeństwa mówiły mi, że dziennikarze jednego z tabloidów, znanego ze wspierania władzy, przerzucali za ogrodzenie wizytówki, by powiedziały coś złego na tatę. Moja była żona ponoć odebrała telefon, tak przekazały mi córki, z pytaniem, czy należałem do ZSMP, a rodzice do PZPR. Do tego się posuwano.

 

Zresztą nęka się nie tylko mnie i moich bliskich. CBA zjawiało się nawet u osoby, która kupiła ode mnie stary traktor rocznik 1977. Chcieli sprawdzić, czy rzeczywiście do transakcji doszło. Weszli do człowieka, do domu w Bieszczadach. Był w szoku.

 

To układa się w zorganizowany system, a sygnał jest jasny: zajmijcie się swoimi sprawami, a nie polityką.

 

– Urzędy, jak wspomniane CBA nękają, politycy z pierwszych stron gazet odsądzają nas od czci i wiary. Do tego hejt. To jest systemowe działanie. Być może nie było ścisłej koordynacji tych wszystkich działań, ale najważniejsze, że jest przyzwolenie władzy, a nawet, jak widać po aferze hejterskiej, inspiracja. Dostawałem sms-y z wyzwiskami. Kilkadziesiąt dziennie. Nie bali się. „Idziesz galerią z rodziną, dostaniesz dwa strzały…”. Czytam i wyobrażam sobie, jak do mnie ktoś strzela. Na końcu wiadomości jest dopisek: „w pysk”. To wojna psychologiczna. To zorganizowane grupy hejterów, które już wtedy rozkręcały kampanię nienawiści. Sędziowie od dawna mówili, że działa zorganizowana grupa hejtująca ich. Potraktowano to wówczas jako nasze konfabulacje.

 

Pokazywał pan te sms-y politykom PiS? Może trzeba było?

 

– Pani poseł Pawłowicz, jeszcze w KRS, dostała ode mnie słuchawkę, gdy dzwonił anonimowy prześladowca i wyzywał mnie. Potem podczas postępowania w prokuraturze, gdy była przesłuchiwana, pytana o tę sytuację, zeznała, że jej nie pamięta. Jeśli ona mówi o swojej uczciwości, odpowiedzialności, to współczuję, jak z taką moralnością może potem spojrzeć w lustro.

 

Zbigniew Ziobro wiedział, w co zaangażowany był jego zastępca?

 

– Moim zdaniem wiedział. Nawet gdyby nie wiedział, w co wątpię, to na pewno dowiedział się, jak tylko wypłynęła kwestia nagiego zdjęcia sędziego prezesa z jego nominacji i okazało się, że chodzi o hejterkę działającą na zlecenie osób powiązanych z ministerstwem. Pytanie, czy ukrywał to przed kolegami z rządu i prezesem, czy przygotowywali wspólnie strategię? Ale nawet gdyby założyć, że nie, to jest odpowiedzialność polityczna. Wybucha afera wokół wiceministra odpowiedzialnego za wszystko, co dzieje się w sądownictwie i jego szef nie ponosi żadnej odpowiedzialności za to? Chociaż wiceminister pisze wyraźnie, że musi podzielić się dobrymi wiadomościami z szefem… szef to minister Ziobro. Czy obawiają się, że usunięty ze stanowiska wyniesie wiedzę, która może zaszkodzić?

 

Kiedy KastaWatch po raz pierwszy zaatakowała pana?

 

– Zaraz po tym, jak zaistniała. Dla Emi byłem jej pierwszym celem, razem z poseł Gasiuk-Pihowicz, która wówczas w Sejmie intensywnie walczyła z wprowadzanymi przez PiS ustawami demolującymi Trybunał Konstytucyjny i sądownictwo. Śledząc tweety zamieszczane pod szyldem KastaWatch od początku widać wulgarne, ordynarne pomówienia sędziów i jednocześnie błyskawiczny dostęp do informacji od rzeczników dyscyplinarnych. Do dokumentów, które są niejawne, tymczasem są przywoływane czy wręcz publikowane na profilu. Każdy Polak ma jakieś sprawy i wolałby, by nie wiedziało o nich całe jego otoczenie: czasem ktoś przegrał sprawę w sądzie, ktoś nie zapłacił za telefon i doszło do egzekucji. Czy chcielibyśmy, by cały zakład pracy, cała miejscowość w której mieszkamy, wiedziała o tym? A tu informacje szły do setek tysięcy ludzi. Kłamliwe, zmanipulowane, obrażające.

 

Kiedy politycy lżą sędziów to ci, którzy wykonują jeszcze brudniejszą robotę, czują się już bezkarnie. Ta grupa czuła się mocno bezkarna. Perfidia ich była tak duża, że jednemu z sędziów wyciągnięto na tym profilu formularz osobowy z informacją o jego służbie w wojsku. Wcielono go do Wojskowej Służby Wewnętrznej. Nigdy nie był w PZPR, a hejterzy z KastaWatch zrobili z niego agenta i byłego esbeka. Wiadro pomyj na niego wylano. Skąd mieli ten formularz?

 

A jak to się dzieje, że ja jednego dnia składam w swoim macierzystym sądzie wypis ze szpitala po poważnej operacji kolana: chodzę o kulach, mam punkcję, biorę zastrzyki przeciwzakrzepowe, bardzo silne środki przeciwbólowe. A zaraz po tym na KastaWatch pojawia się hejt i naśmiewanie z mojego przypadku, że zderzyłem się z odkurzaczem.

 

Co się stało?

 

– Zostałem najechany na sądowym korytarzu przez maszynę do czyszczenia. To nie były żarty, 70-kilogramowy pojazd uderzył we mnie z całym impetem i przycisnął do drzwi. Dyrektor sądu odpisał mi, że regulamin, który sam uchwalił, nie pozwala mu na wydanie mi nagrania z monitoringu z zajścia. Nie chce ujawnić, kto prowadził tę maszynę.

 

Pachnie trochę teorią spiskową…

 

– Nie jestem fanem teorii spiskowych, a to mógł być przypadek. Ale to nie ujawnianie nagrania i danych przez ponad cztery miesiące jest zadziwiające. Komisja wypadkowa w sądzie uznaje, że to był wypadek w pracy. Ma moje zaświadczenie lekarskie, dostaje wreszcie zapis monitoringu, ale pełniąca obowiązki prezesa sądu – powołana przez ministra Ziobrę koleżanka – odmawia podpisania protokołu. A potem powołuje nową, kolejną komisję, która ma ocenić wypadek. I co, znowu przypadek? Albo uznaje się, że to był wypadek w pracy, albo nie, ale to otwiera mi wtedy drogę sądową. A mi tę drogę sądową blokuje się. I widzę, że ktoś informuje KastęWatch o moim wypadku i że nie pracuję. Ale nie pisze, że przeszedłem operację, która wyłącza mnie z życia zawodowego na wiele miesięcy…

 

Może publicznie mówił pan o tym wypadku?

 

– Nie, bo to była moja prywatna sprawa.

 

To skąd KastaWatch wiedziała?

 

– Nie wiem. Może z zaświadczenia lekarskiego, które wpłynęło do sądu.

 

To przecież stosunkowo łatwo ustalić…

 

– Oczywiście. Wystarczy działać. Zresztą podobnie, jak w przypadku powoływania się bądź wręcz publikacji, innych dokumentów w tweetach na tym profilu. Trzeba zbadać adresy IP, sprawdzić kto używa tych komputerów, połączenia komórkowe między zamieszanymi w proceder osobami, z kim się kontaktowały. Kluczem mogą być smartforny używane przez te osoby, bo za ich pomocą głównie operuje się w mediach społecznościowych. To stosunkowo proste śledztwo. Ale do tego potrzeba skoordynowanej grupy niezależnych prokuratorów – tacy są – którzy wiedzieliby, że nie podlegają ministrowi, ale są np. pod ochroną Sejmu. A co się robi? Nikomu z zamieszanych w sprawę nie zajmuje się smartfonów, tylko zabezpiecza jakieś ministerialne komputery. Czyli daje im się czas. A osoby zamieszane w aferę KastaWatch pojawiają się na komunikatorze Signal. Część osób ma numery ich telefonów i widać, jak w krótkim odstępie czasu te osoby zaczynają się grupować na tym komunikatorze. Znowu pytanie: po co? Jest takie pojęcie, jak mataczenie. Moim zdaniem to kontrakcja.

 

Następna rzecz. Sędzia Cichocki, głęboko zaangażowany w ten proceder nagle znika, nagle daje sygnał, że chce rozmawiać z dziennikarzami, bo widać dręczy go sumienie. A to łącznik w tej aferze, który może wiele powiedzieć, o tym, co wiedzieli poszczególni wiceministrowie, łącznie z ministrem Ziobrą. I nikogo nie dziwi, że ten człowiek nagle znika. A telewizja publiczna publikuje paszkwil męża „Emi” ujawniający jej stany chorobowe, intymne rzeczy. To pokazuje metody: „Jak wystąpisz przeciwko nam, to zrobimy z ciebie alkoholiczkę, samobójczynię, ujawnimy najbardziej intymne sprawy”. I to się dzieje. Zresztą Kasta Watch dalej funkcjonuje…

 

Atakują Pana dalej?

 

– Moim zdaniem następuje teraz pewna podmianka na tym profilu. Od czasu wybuchu afery widzę inny rodzaj pisania przez osoby o tych samych nickach. Inna ostrość sformułowań. Są lżejsze. Kasta Watch nigdy nie używała wobec mnie słowa „pan sędzia”. Były lekceważące określenia – taki, siaki, owaki, wyzwiska. A tu nagle ktoś pisze „pan sędzia”. To wszystko – według mnie – to zacieranie śladów.

 

I zwróćmy uwagę na jeszcze jedną rzecz: część osób zamieszanych w ten proceder ma teraz wrócić do orzekania. Czyli co: minister ich nie chce, bo są podejrzani o szereg przestępstw, a ci ludzie, jak np. były wiceminister Piebiak mają ponownie ubrać togę sędziowską?! Czy to nie jest kuriozalne? Jakoś cicho o postępowaniach dyscyplinarnych wobec tych osób, odsunięciu ich od orzekania. A co się robi? Mnie wszczyna się postępowanie dyscyplinarne.

 

Które już?

 

– Szóste. Pierwsze za wystąpienie pod Sejmem, gdy zapraszałem na pierwsze światełko pod Sąd Najwyższy. Kolejne, gdy zostałem zaproszony przez obywateli na spotkanie w Lublinie. Rzecznicy dyscyplinarni domagali się ode mnie odpowiedzi, czy na sali byli politycy. Nie sprawdzałem obecności, spotkanie było otwarte, sala pełna po brzegi. Kolejne postępowanie za rzekome wprowadzenie w błąd dziennikarzy, bo powiedziałem, co działo się z moim samochodem (miałem dziwną awarię) i jakie sms-y dostawałem. Następne dotyczą sprzedaży tego nieszczęsnego traktora, rzekome nie pracowanie w sądzie, gdy bezprawnie przeniesiono mnie do innego wydziału. Już zaczynam się w nich gubić.

 

W komunikacie o wszczęciu tego ostatniego na początku pisze się o mnie „Waldemar Ż.”, jak o jakimś przestępcy, ale potem już w treści, pada moje pełne nazwisko. Nie widzimy za to komunikatu o postępowaniach przeciwko panom Piebiakowi czy Iwańcowi.

 

Intryguje mnie jeszcze jedna rzecz: dlaczego tak mocno broniono się przed ujawnieniem list z poparciem dla kandydatur do neoKRS? Być może już wtedy wiedziano, w co Piebiak jest zamieszany. Bo przecież wtedy zaczęła się sprawa „Emi” z szantażowaniem sędziego nagim zdjęciem. Być może okazałoby się, że Piebiak, Iwaniec, Cichocki udzielili poparcia większości tych kandydatów. Zwróćmy uwagę, co mówił rzecznik neoKRS Maciej Mitera. W jednym z wywiadów przekonywał, że osobiście namawiał każdego sędziego do poparcia jego kandydatury do KRS. Gdy dziennikarka zapytała, czy na tych listach jest Piebiak, Mitera odpowiedział, że nie pamięta! To jak to: osobiście każdego namawiał do poparcia, a wiceministra nie pamięta? I widać, że jest całkowicie niewiarygodny w tym, co mówi. Więc może dlatego tak walczono o nie ujawnianie list poparcia, bo jak się sprawa sypnie i okaże się, że większość poparł Piebiak i wszyscy podejrzewani, to co wtedy powiemy o neoKRS-ie?

 

Może jednak trzeba było w końcu zawiadomić prokuraturę w sprawie hejterów atakujących pana?

 

– Ten hejt był tak powszechny, tak widoczny na Twitterze, to było tak wulgarne i obrzydliwe, że w końcu uznałem, że nawet za cenę wleczenia po prokuraturach trzeba coś z tym zrobić. Dlatego wiosną tego roku złożyłem wydruki z hejtu na policję, wobec trzech hejterów. Jedna to właśnie „Emi”, drugi ukrywający się pod nikiem „figofago” i trzeci – „jakob”.

 

Śledczy coś zrobili w tej sprawie?

 

– Niewiele. Do tej pory nie ustalono IP komputerów. Nikogo z podejrzanych nie przesłuchano. Mnie przesłuchano w ubiegłym tygodniu. Mam 13 pełnomocników w różnych sprawach. Adwokaci zaangażowani w obronę niszczonych sędziów są zresztą wspaniali. Bez nich nie dalibyśmy rady poradzić sobie z tym wszystkim.

 

Hejt zaraził ludzi?

 

– Miałem sytuację, gdy jakaś pani rozpoznała mnie na ulicy, uchyliła szybę w swoim samochodzie i dostałem dawkę jadu. Najbardziej zabolała mnie sytuacja, gdy będąc u moich znajomych usłyszałem, że skłócili się ze swoją babcią, która zaczęła powtarzać fałszywe opinie o mnie zasłyszane w publicznych mediach. Pomyślałem sobie, co muszą sądzić o mnie ludzie, którzy czytają to, co o mnie pisze KastaWatch? Dzisiaj wiadomości TVP kłamliwie podały, że nie chciałem złożyć oświadczenia majątkowego. A prawda jest taka, że prezes sądu, ustanowiony zresztą przez obecną władzę, utajnił tylko publikację w internecie, z uwagi na realne zagrożenie mnie i mojej rodziny. Ale tę decyzję zmienił, znany nam już, były wiceminister Piebiak. Jak można tak ordynarnie kłamać? Zawsze składałem w terminie oświadczenie majątkowe, bo taki mam ustawowy obowiązek. Jego brak oznacza usunięcie z zawodu.

 

A w środowisku prawniczym? Odczuł pan efekt mrożący?

 

– Bardzo dobry prawnik, o tych samych poglądach co moje, przygotowywał mi pozew w sprawie mobbingu, jakiego doświadczałem ze strony powołanej przez ministra Ziobrę pełniącej obowiązki prezesa sądu kręgowego w Krakowie. W pewnym momencie powiedział mi, że nie może pozwu podpisać, bo wspólnicy w kancelarii nie wyrazili na to zgody, bojąc się o los kancelarii. Dopiero inni odważni przejęli tę sprawę. To nie jedyna taka sytuacja. Adwokat, który miał prowadzić jedną z moich spraw o pomówienia, stwierdził, że rezygnuje, bo chce żyć spokojnie. To są sygnały świadczące, że zaczynamy żyć w państwie autorytarnym. Ale to na razie jeszcze wyjątki. Jestem zbudowany postawą wielu sędziów. To często pracowite, spokojne panie, które dzisiaj ubierają koszulki z napisem „Konstytucja” i idą protestować pod sąd. Nie boją się występować w mediach. Paradoksalnie, ta grupa jest coraz większa, bo widzą, jak poważne są przypadki łamania prawa przez rządzących. I mimo że to wiele ich kosztuje.

 

Być może dzięki temu, co dzieje się teraz, środowisko się oczyści. Ci przyklejeni do polityków, bez zasad, bez jakiejkolwiek etyki nie powinni być sędziami. Na szczęście to bardzo mała grupka, według mnie kilkuset na prawie 11 tysięcy sędziów.

 

Ale my też musimy się zmienić. Musimy być bliżej społeczeństwa. Bardziej otwarci. Proces wyboru sędziów musi być dostępny i transparentny, tak by ludzie widzieli, że wybiera się najlepszych. I musi być pokazywany system usuwania „czarnych owiec” ze środowiska. Mimo że to się działo, to jakoś nikt o tym głośno nie mówił. I potem minister mógł wmawiać społeczeństwu, że sędziowie są bezkarni.

 

A jeżeli nie uda się obronić demokracji?

 

– Wyjadę w Bieszczady, ale walczyć nie przestanę.

 

Wywiad ukazał się pierwotnie 20 września 2019 roku w Gazecie Wyborczej. Archiwum Osiatyńskiego dziękuje za możliwość przedruku.

 


 

Kwestie dotyczące praworządności w Polsce oraz w całej Unii Europejskiej będziemy dalej monitorować oraz wyjaśniać na łamach Archiwum Osiatyńskiego, a także – po angielsku – na stronie Rule of Law in Poland.

 

Podoba Ci się ten artykuł? Zapisz się na newsletter Archiwum Osiatyńskiego. W każdą środę dostaniesz wybór najważniejszych tekstów, a czasem również zaproszenia na wydarzenia.



Autor


W Archiwum Wiktora Osiatyńskiego od 2017 roku dokumentujemy, analizujemy i objaśniamy zmiany w zakresie praworządności w Polsce.


Więcej

Opublikowany

23 września 2019




Inne głosy w debacie



Inne artykuły tego autora

29.02.2024

To już oficjalne: 137 mld euro z KPO odblokowane

20.02.2024

Jak odbudować państwo prawa w Polsce? Prof. Morijn: Realizm niech przeważa nad puryzmem

17.01.2024

Rząd powinien przywrócić Europejskiej Konwencji Praw Człowieka należne miejsce

04.01.2024

Minister Kultury wobec mediów publicznych działał w celu usprawiedliwionym konstytucyjnie [ANALIZA]

04.01.2024

List Otwarty Zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Sędziów Administracyjnych do Prezesa NSA

29.12.2023

Sytuacja w mediach publicznych. RPO Marcin Wiącek pisze do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

27.12.2023

Czego może nas nauczyć kryzys medialny

22.12.2023

Sędzia Przymusiński do dr. Szweda i innych wątpiących: cały czas wisi nad nami problem neosędziów. Zwlekanie z koniecznymi decyzjami niczemu nie służy

18.12.2023

Jak przywrócić w Polsce praworządność? Sędzia Przymusiński: Sejmie, przyjmij te dwie uchwały! [Gazeta Wyborcza]

13.12.2023

Rozliczenie PiS to nie Norymberga. Niesiołowski polemizuje z Matczakiem [Gazeta Wyborcza, Stefan Niesiołowski]

13.12.2023

Dziś znowu mamy prawo do dumy [Gazeta Wyborcza, Adam Michnik]

11.12.2023

Wrzosek: Tylko radykalna naprawa prokuratury. Usunąć ludzi Ziobry, cofnąć awanse, dać niezależność

29.11.2023

Sejm odwoła członków komisji LexTusk. Ale przyszły rząd nie chce jej likwidować

17.11.2023

Piotr Mikuli: W sprawie ewentualnych uchwał Sejmu RP dotyczących dublerów i członków neo-KRS [Konstytucyjny.pl]

16.11.2023

Państwowe spółki przyczyniły się do kryzysu demokracji. Czy prawo może temu zapobiec? [Analiza]

15.11.2023

Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w SN nie jest niezależnym sądem [analiza]

14.11.2023

W okresie zmiany rządu nie powinno się podejmować poważnych rozstrzygnięć – apel Komitetu Nauk Prawnych PAN do doktora nauk prawnych

07.11.2023

Schodzimy z naszej reduty, banery zachowujemy [Gazeta Wyborcza, List do redakcji]

02.11.2023

Stanowisko dotyczące znaczenia Deklaracji z Reykjaviku  przyjętej na IV Szczycie Rady Europy

31.10.2023

Nasze demokratyczne grzechy główne, czyli jak poprawić III RP [Gazeta Wyborcza, Marek Beylin]



Wesprzyj nas!

Archiwum Osiatyńskiego powstaje dzięki obywatelom i obywatelkom gotowym bronić państwa prawa.


10 
20 
50 
100 
200