arrow search cross



Marcin Murzyński

Udostępnij

Wpływ na wynik wyborów będą mieli młodzi ludzie. To ich trzeba przyciągnąć do urn. A młodzi chcą czuć wiarygodność i chcą się czuć potrzebni. Nie można młodych zawieść, bo poczują się oszukani i pójdą zagłosować na Kukiz’15 czy innych antysystemowców

 

Marcin Murzyński – ekonomista, aktywista, jedna z czołowych postaci protestów we Wrocławiu, twórca fanpage Wrocławdla demokracji.pl  i lider stowarzyszenia „Wrocław dla demokracji”.

 

Potrzebę działania wyniósł z domu – rodzice dużo rozmawiali z nim o polityce i sprawach publicznych. Tak tłumaczy swoje zaangażowanie:

 

Dziadek od strony mamy walczył w AK, dziadek od strony taty zakładał Solidarność w parowozowni w Głogowie. Tata w 1989 roku zakładał Solidarność w Zespole Szkół w Głogowie, potem był wieloletnim wiceprezydentem Głogowa i przewodniczącym Rady Miejskiej. Natomiast mama działa społecznie od kiedy pamiętam. Więc na co dzień miałem do czynienia ze sprawami społecznymi i z polityką.

 

Mieszka we Wrocławiu, po studiach założył rodzinę (ma dwóch synów) i poświęcił się karierze zawodowej.

 

Polityką zainteresowałem się w połowie 2015 roku. Widziałem sondaże przedwyborcze i zapaliła mi się czerwona lampka, bo pamiętałem rządy PiS 2005-07. Wtedy też zacząłem chodzić na różne spotkania i wykłady. Szczególnie interesowało mnie, jakie mogą być zagrożenia ekonomiczne dla Polski, jeśli PiS wygra wybory. Jako ekonomista i finansista zdawałem sobie sprawę, że rząd nie ma swoich pieniędzy. To pieniądze obywateli. Więc ich obietnice wyborcze to był dla mnie czysty populizm.

 

Zdaję też sobie sprawę, że jeśli PiS wygra wybory 2019, będzie to miało katastrofalne skutki dla sytuacji ekonomicznej w Polsce. PiS jedzie już na oparach koniunktury gospodarczej okresu „zielonej wyspy”, kiedy dzięki dużym napływom środków z Unii Europejskiej oraz dosyć dobrej polityce fiskalnej i monetarnej, udało się zanotować wzrost PKB i uniknąć kryzysu.

 

Istnieje jednak duże prawdopodobieństwo powtórki z 2015 roku. A druga kadencja to już będą dla nas chude lata. Realizacja obietnic wyborczych PiS odbyła się w dużej mierze dzięki kreatywnej księgowości, jednak w przyszłej kadencji – jeżeli nie zagłosujemy na prodemokratyczne i proeuropejskie ugrupowania – skończą się i pieniądze, i obietnice. Zacznie się życie na kredyt. Czekają nas wtedy cięcia, podwyżki, dwucyfrowa inflacja. To będzie miało wpływ na życie naszych dzieci i wnuków.

 

To sprawiło, że postanowił działać. Celem stało się niedopuszczenie do wygrania kolejnych wyborów przez PiS. Zaczął uczestniczyć w pierwszych manifestacjach organizowanych przez wrocławski KOD

 

W kwietniu 2016 roku tarcia wewnątrz KOD doprowadziły do tego, że postanowiłem działać jednoosobowo. Tak narodził się fanpage „Wrocław dla demokracji”. Postawiłem sobie za cel, że będę rejestrował prodemokratyczne i obywatelskie akcje sprzeciwu wobec władzy PiS oraz pokazywał to, co się dzieje pozytywnego we Wrocławiu. Chodziłem na manifestacje, spotkania, wykłady i zdawałem z nich relacje. Na początku byłem więc kronikarzem.

 

Zaczął też współpracować z Robertem Wagnerem przy realizacji protestów i akcji ulicznych w obronie demokracji.

 

Razem organizowaliśmy akcje w ramach „Wrocław dla demokracji”, albo Robert rejestrował te wydarzenia pod swoim nazwiskiem. Jedną z takich cyklicznych akcji były tzw. „Banery na kładce”.

 

Spotykaliśmy się na kładce dla pieszych nad ul. Legnicką, w pobliżu pl. Jana Pawła II. To jedno z najbardziej ruchliwych miejsc w mieście, a jednocześnie znajdujące naprzeciwko siedziby PiS. Było nas świetnie widać. Staliśmy zazwyczaj w około 20 osób, trzymaliśmy polskie i unijne flagi oraz baner z wybranym hasłem (np. „Ofiary uszanujcie, na grobach nie żerujcie”, „Zdrajcą ojczyzny, kto łamie jej najwyższe prawo. Politycy PiS nie róbcie tego”, „Krajowa Rada Sądownictwa – ostatni bastion państwa prawa” czy „Wolność zgromadzeń dla obywateli, a nie tylko dla rządu i kleru”). Kładek odbyło się kilkadziesiąt. Ludzie to bardzo pozytywnie odbierali. 

 

Problem miał tylko raz, kiedy z banerem „Obronimy Demokrację” stanął 30 lipca 2017 roku na pl. Wolności przy strefie kibica. Organizowano tam ceremonię zamknięcia igrzysk The World Games, którą transmitowano do wielu krajów świata. Marcin Murzyński i szóstka innych aktywistów chcieli wykorzystać obecność kamer i upomnieć się o stan polskiej demokracji. Szybko zjawiła się policja i kazała baner zwinąć. Sprawa trafiła do sądu. Policja domagała się kary z art. 63a par. 1 Kodeksu wykroczeń (umieszczanie w miejscu publicznym do tego nieprzeznaczonym treści bez zgody zarządzającego tym miejscem). Sąd jednak odmówił wszczęcia postępowania. W uzasadnieniu napisał – „osoby wstawiające baner zastosowały się do polecenia policjanta zwijając baner, opuszczając pl. Wolności”.

 

Byłem przekonany, iż sąd uzna po prostu, że w wolnym, demokratycznym kraju mamy prawo do demonstrowania swoich poglądów.

 

Wtedy Marcin Murzyński postanowił odwołał się do Sądu Okręgowego. I tu nastąpił przełom. Joanna Żelazny, sędzia Sądu Okręgowego, 5 lutego 2017 roku podtrzymała postanowienie Sądu Rejonowego o odmowie wszczęcia postępowania, ale zmieniła podstawę prawną. Uznała, że czyn Murzyńskiego nie zawiera znamion wykroczenia.

 

„Trudno uznać – napisała w uzasadnieniu – aby kilkunastominutowe eksponowanie transparentu »Obronimy Demokrację«, a więc z napisem, który w swojej treści nie tylko nie godzi w dobra chronione prawem, ale odnosi się do jednej z podstawowych wartości, jaką jest demokracja, naruszano porządek publiczny objęty ochroną art. 63a kw. Nie sposób nie zauważyć, iż w dobie powszechnego funkcjonowania mediów, w tym społecznościowych, publiczne i spontaniczne manifestowanie swoich przekonań, poglądów stało się nie tylko naturalną i szybką formą reagowania na zmieniającą się rzeczywistość, lecz wręcz zaczęło być swoistego rodzaju »potrzebą społeczną«, urzeczywistniającą udział społeczeństwa w życiu publicznym i realizację przysługującego im na mocy art. 54 Konstytucji RP prawa do wolności wyrażania własnych poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. W takich też kategoriach należy postrzegać zarzucane Marcinowi Murzyńskiemu zachowanie”.

 

 

Murzyński nie potrafi już powiedzieć, ile protestów, pikiet i różnych innych wydarzeń pomagał organizować.

 

Jedną z najważniejszych dla mnie była manifestacja 13 grudnia 2016 roku pod Urzędem Wojewódzkim. Odbyła się pod hasłem „Stop dewastacji Polski”. Pojawiło się ponad tysiąc osób, przynieśli transparenty z hasłami „Kiedy niesprawiedliwość staje się prawem, opór staje się obowiązkiem” czy „Jeszcze Polska nie zginęła”. Pierwszy przemawiał Józef Pinior, legenda wrocławskiej Solidarności. Była to największa manifestacja na placu przed Urzędem Wojewódzkim.

 

Drugim szczególnie dla mnie ważnym wydarzeniem był protest 15 lipca 2017 roku przeciw działaniom rządu wobec sądów i zawłaszczaniu władzy sądowniczej. Kilka dni wcześniej odbyło się spotkanie autorytetów Solidarności lat 80., posłów i działaczy wszystkich organizacji walczących z PiS. I na tym spotkaniu obiecaliśmy sobie, że zapominamy o różnicach między nami i w obronie podstawowych wartości jakimi są wolność, demokracja i konstytucja będziemy współpracować ponad podziałami na rzecz Wrocławia. Manifestacja 15 lipca – gdy stanęliśmy wspólnie pod Pręgierzem na rynku, motywowani aplauzem około 2000 uczestników – była wyrazem tej solidarności.

 

 

 

Od tej manifestacji nie minął tydzień i wymiar sprawiedliwości został zaorany. Codziennie, przez 13 dni, spotykaliśmy się pod Pręgierzem, aby wyrazić swój sprzeciw wobec tego. Wrocław protestował najdłużej.

 

W pierwszym dniu tych protestów odbyły się dwa wydarzenia. KOD zorganizował spotkanie ze światełkami pod sądem, a my z Robertem manifestację pod Pręgierzem. Tak narodziła się wrocławska tradycja podwójnych wydarzeń związana z tymi protestami. Ludzie spotykali się pod sądem, później spacerem przychodzili pod Pręgierz. A punktem kulminacyjnym było odśpiewanie pod Pręgierzem hymnu i „Ody do radości”. To było niesamowite – każdego dnia we Wrocławiu manifestowało od 8 do 20 tysięcy osób.

 

 

W listopadzie 2017 roku Marcin Murzyński współorganizował – z 17 innymi organizacjami, stowarzyszeniami i partiami politycznymi – demonstrację pod hasłem „Wrocław przeciwko faszyzmowi”. Ponad tysiąc osób przyszło pod Dworzec Główny, by zmyć hańbę po marszu narodowców, który odbył się 11 listopada. Protestujący trzymali transparenty „Miłość nie rozróżnia kolorów”, „Dość straszenia uchodźcami”, „Faszyzm to nie patriotyzm”, „Make love not war”, „Wszyscy jesteśmy Polakami! Wrocław ponad podziałami” i „Moją ojczyzną jest człowieczeństwo”. Mieli flagi Polski, Unii Europejskiej oraz tęczowe.

 

Jesienią 2017 roku zawiązało się też stowarzyszenie „Wrocław dla demokracji”.

 

Po lipcowych protestach formalnie i organizacyjnie moje ścieżki z Robertem Wagnerem się rozeszły, choć mam nadzieję, że będziemy jeszcze współpracować. Uznałem, że to jest ten czas. Że albo oficjalnie biorę na swoje barki organizację manifestacji i odpowiedzialność za nie jako lider, albo „Wrocław dla demokracji” zniknie i zostanie tylko medium informacyjnym. Nie chciałem tego. Jako „Wrocław dla demokracji” udowodniliśmy, że jesteśmy w stanie robić duże wydarzenia. Otrzymałem też ogromne wsparcie od ludzi, którzy codziennie z nami manifestowali pokazując, że nas we wszystkich działaniach popierają. Czułem, że jak nie zawalczymy o autonomię „Wrocławia dla demokracji” jako formalnej organizacji, to ten cały kapitał się zmarnuje.

 

Stowarzyszenie nie zostało do dziś formalnie zarejestrowane, choć wymagane prawem papiery złożono w grudniu 2017 roku. Podobno w  ratuszu obawiają się, że „Wrocław dla demokracji” przerodzi się w komitet wyborczy. Dlatego rejestracja organizacji jest przeciągana.

 

13 grudnia 2018 roku „Wrocław dla demokracji” zorganizował pod siedzibą Urzędu Marszałkowskiego protest przeciwko koalicji Bezpartyjnych Samorządowców z Prawem i Sprawiedliwością, która rządzi Dolnym Śląskiem. Warunkiem tej koalicji były m.in.: stanowisko marszałka dla Cezarego Przybylskiego z Bezpartyjnych, obniżenie o 15 proc. podatku od kopalin i więcej rządowych pieniędzy dla regionu na inwestycje, w tym na szpital we Wrocławiu.

 

Te koalicyjne obietnice nie zostaną spełnione, nie ma na to pieniędzy w budżecie. Bezpartyjni Samorządowcy we Wrocławiu to przystawka PiS i głosy oddane na nich w przyszłych wyborach to głosy oddane na partię Kaczyńskiego. Z mojego ojca jestem dumny, bo gdy miał zawrzeć koalicję z PiS, to zrezygnował z kariery politycznej. Za pana marszałka jest mi wstyd, bo połasił się na stołek. Kilka miesięcy przed wyborami stał z nami na placu Solnym, broniąc konstytucji, potem zarzekał się, że nie wyobraża sobie współpracy z PiS. Teraz bez skrupułów zbratał się z partią, która od trzech lat niszczy kraj.

 

 

 

„Wrocław dla demokracji” angażuje się też w organizację antyfaszystowskich kontrmanifestacji we Wrocławiu.

 

Trzeba zacząć odbierać nasze święta narodowe nacjonalistom. Marsz Niepodległości i rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego wyglądają we Wrocławiu tak jak wyglądają, ponieważ kilka lat temu zrezygnowano z uroczystości samorządowych. W konsekwencji obchody tych wydarzeń zaczęli przejmować narodowcy. Uważam, że 80 proc. osób bierze udział w tych marszach dlatego, że nie mają innej opcji. Trzeba im pokazać, że można tego dnia zrobić coś narodowego i patriotycznego, ale nie nacjonalistycznego.

 

Dlatego 1 sierpnia 2018 po raz pierwszy „Wrocław dla demokracji” zorganizował zgromadzenie pod Pręgierzem i wspólnie utworzyliśmy kotwicę Polski Walczącej. A 11 listopada byliśmy na placu Solnym – rozdaliśmy baloniki, na których było hasło „Wrocław bez faszyzmu”.

 

 

 

Co zrobić, by PiS nie wygrał kolejnych wyborów?

 

Przede wszystkim musimy zaprzestać pogłębiania podziałów. Przestać się dzielić i kłócić, tworzyć nowe inicjatywy i maksymalnie łączyć się tam, gdzie ma to sens.

 

Po drugie, istotny wpływ na wynik wyborów będą mieli młodzi ludzie. To ich trzeba przyciągnąć do urn. A młodzi chcą czuć wiarygodność i chcą się czuć potrzebni. Jeśli im się mówi, że tworzy się coś nowoczesnego i innego, to nie może być tak, że tylko się o tym mówi. Nie można młodych zawieść, bo poczują się oszukani i pójdą zagłosować na Kukiz’15 czy innych antysystemowców.

 

Trzeba wciągać młodych na listy wyborcze, angażować ich i zachęcać do tworzenia stowarzyszeń, organizacji społecznych i obywatelskich. To nam się już po części udało osiągnąć w naszym drugim „turnieju” z PiS, czyli w wyborach samorządowych. Przed nami teraz trzecia, decydująca rozgrywka.

 

 

 

Opracowanie sylwetki: Aleksandra Gieczys-Jurszo

 

Zdjęcie profilowe: Tomasz Pietrzyk, Agencja Gazeta

 

Przeczytaj też:

 


Opublikowano: