Atak na uczelnie wyższe. PiS proponuje wolność przez wykluczenie [Widzę to tak]

Udostępnij

Historyk kultury, doktoryzuje się na Uniwersytecie w Zurychu. Skończył socjologię i kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim.

Więcej

Zmiany w edukacji i nauce mają doprowadzić do stworzenia systemu, w którym, nawet jeśli jakaś opozycja będzie zdolna do wygrania wyborów, będzie podzielać większość poglądów PiS na kwestie społeczne, kulturowe i międzynarodowe



Po wyborach partia rządząca zaczyna walkę o uczelnie wyższe. Wybuch kolejnej fali pandemii odłożył w czasie nadchodzące zmiany, ale nie sprawił, że rząd z nich zrezygnuje.

 

Reforma edukacji wyższej przeprowadzona przez Jarosława Gowina była reformą sposobu zarządzania nauką w Polsce, która nie spełniła dążeń ideologicznych dużej części obozu władzy.

 

Andrzej Duda przegrał wybory wśród ludzi młodszych i wykształconych, co Ryszard Terlecki przypisywał brakowi reformy programowej, która by szła za reformą organizacyjną. Polityk Prawa i Sprawiedliwości miał na myśli głównie programy szkolne.

 

Jednak środowiska związane z Zjednoczoną Prawicą od dawna żądały ograniczenia głoszenia poglądów równościowych na uczelniach wyższych.

 


Tekst historyka kultury Tadeusza Koczanowicza publikujemy w naszym cyklu „Widzę to tak” – w jego ramach od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.


 

Wybór Przemysława Czarnka na stanowisko ministra edukacji i nauki jest wyraźnym sygnałem, że partia Jarosława Kaczyńskiego postanowiła zaradzić jednocześnie brakowi poparcia wśród młodych ludzi, ograniczyć wolność uczelni i wykształcić nowe, konformistyczne elity, które będą mogły objąć stanowiska w instytucjach i spółkach zależnych od państwa oraz bronić stanu posiadania obecnej władzy, a także – co ważniejsze – wspomóc budowanie sprzyjającej jej hegemonii kulturowej.

 

Innymi słowy, doprowadzić do sytuacji, w której większość poglądów równościowych zostanie kompletnie zmarginalizowana lub wykluczona z polskiej sfery publicznej.

 

Chodzi o stworzenie takiego systemu politycznego, w którym, nawet jeżeli będzie jakaś opozycja zdolna do przejęcia władzy, to będzie podzielać większość poglądów obecnej władzy na kwestie społeczne, kulturowe i międzynarodowe.

 

Jest to zadnie nowego ministra, który ma odpowiadać za zideologizowanie edukacji na wszystkich szczeblach. Jego nominacja nie wiązała się bowiem ze szczególnymi kompetencjami, czy doświadczeniem, ani nawet pozycją w partii, ale z radykalnie prawicowymi poglądami. OKO.press analizowało je wielokrotnie, np. tutututu.

 

Nominacja Czarnka w związanych z rządem środowiskach opiniotwórczych została odczytana jednoznacznie jako zapowiedź walki z poglądami i postawami niezgodnymi z linią rządu na uniwersytetach.

 

Marzena Nykiel, redaktorka naczelna głównego prorządowego portalu wpolityce.pl napisała w felietonie:

 

„Szkolnictwo wyższe […] nie miało szczęścia. Pseudonaukowe Gender studies, które rozsiadły się po uniwersytetach, kształciły kolejne roczniki intelektualistów wypaczonych przez lewicową propagandę. […] Czas to wszystko uporządkować, odsiać ideologię od nauki, przywrócić wolność myślenia i dyskusji na uniwersytetach stłamszonych poprawnością polityczną, oddać nauczycielom narzędzia wychowawcze i zabrać się za formowanie zdrowych i oddanych szkolnictwu nauczycieli. Prof. Przemysław Czarnek ma możliwości, by się z tym zmierzyć”.

 

W innym tekście Nykiel wręcz wezwała:

 

„Ideologia gender wdziera się w światową naukę, pełniąc funkcję jaką niegdyś pełnił marksizm. Chodzi o wprowadzenie nowego rozumienia człowieka i świata, nowego opisywania zjawisk społecznych i kulturowych, czytanych w nowym, genderowym kluczu.

 

Gender studies nie kończą, ale dopiero zaczynają pseudonaukową wędrówkę ideologów. Bierne przyglądanie się temu zjawisku z naiwną wiarą w naukowy pluralizm jest wyjątkowo zgubne. […]

 

Potrzebny jest pilny namysł nad kształtem polskiej edukacji na wszystkich poziomach nauczania. Połączenie MEN z ministerstwem nauki stwarza możliwość stworzenia spójnych programów, strategii edukacyjnych i formacyjnych, które mają szansę odbudować jakość polskiego nauczania, co ma bezpośredni wpływ na kształt polskich elit.

 

Prof. Przemysław Czarnek jawi się jako człowiek, który wszystkie te sprawy doskonale rozumie. Oby ten najmocniejszy element rekonstrukcji rządu, okazał się dla dobra Polski elementem zwycięskim”.

 

Wolność przez wykluczenie

 

Wicepremier Jacek Sasin wypowiadał się w tym samym duchu:

 

„Dzisiaj to jest próba wprowadzania do edukacji nowych ideologii, narzucenie nowych ideologii – ideologii LGBT przede wszystkim i tutaj pan profesor Czarnek będzie stanowił zaporę i dlatego jest dzisiaj tak bardzo mocno przez te środowiska atakowany – one wiedzą, że będzie trudniej, że dzisiaj, kiedy to pan profesor Przemysław Czarnek będzie ministrem, będzie dużo trudniej te próby narzucania ideologii w tym obszarze realizować”.

 

W wywiadzie udzielonym Onetowi na pytanie co będzie z uczelniami wyższymi, sam Czarnek odpowiedział:

 

„Będziemy wzmacniać to środowisko i uwalniać naukę, która dziś bywa torpedowana tzw. poprawnością polityczną, która nie ma nic wspólnego z wolnością nauki”.

 

Konstrukcje intelektualne stojące za nawoływaniem do tych zmian są paradoksalne. Ich autorzy i autorki domagają się wolności akademickiej, która ma być zagwarantowana przez wykluczenie pewnych treści z nauczania, w imię powstrzymania zguby, na którą ma narażać „naiwny” pluralizm nauki.

 

W imię tej rzekomej wolności, kolejne roczniki intelektualistów mają nie uczyć się koncepcji utożsamianych z lewicą, a jedynie tych konserwatywnych – które zapewne, według wzywających do zmian, są dążeniem do prawdy.

 

W przededniu reformy humanistyki

 

Wolność – polegająca na zniewoleniu – jest generalnym mechanizmem działania rządu Zjednoczonej Prawicy, który państwo traktuje jak łup i „w imię pluralizmu” przejmuje kolejne sfery życia kulturalnego, społecznego i ekonomicznego, żeby pozbyć się różnie definiowanego „układu” służącego „obcym siłom”.

 

W tym duchu wypowiadała się wiceministra kultury Magdalena Gawin w czasie dyskusji w ramach kongresu z cyklu „Polska Wielki Projekt”.

 

Prelegentka powiedziała wprost, że znajdujemy się w przededniu reformy humanistyki. Polityczka zaznaczyła, że sytuacja, w której rząd Niemiec aktywnie tworzy politykę dotyczącą uczelni wyższych, trwanie w sytuacji, w której polski rząd wycofuje się z uczelni, jest niebezpieczne.

 

Wiceministra uważa, że wolności na uniwersytetach w Europie Środkowo-Wschodniej jest mniej dlatego, że istnieją zjawiska, które nie istnieją na Zachodzie, np. zmonopolizowanie badań nad jakimś tematem przez konkretne środowiska, które uważają, że tylko one mogą zabierać głos na dany temat i być poza krytyką. Nie wyjaśniła jednak o jakie środowiska i tematy chodzi.

 

Postulowała rozwiązanie problemów humanistyki – tak jak ona je widzi – przez premiowanie badań z wykorzystaniem źródeł pierwotnych oraz tych ważnych ze względu na polski interes narodowy.

 

Przy silnie postulowanym przez wiceministrę aktywnym udziale państwa w kształtowaniu polityki naukowej, staje się jasne, że chodzi jej o interes polski, definiowany z punktu widzenia rządów Zjednoczonej Prawicy.

 

Magdalena Gawin sprzeciwiła się ideom dosłownej cenzury i zaproponowała wsparcie publikacji konserwatywnych, które ukazywałaby się obok publikacji z zakresu gender studies, tak, jakby teraz się nie ukazywały.

 

Dość chaotyczne spostrzeżenia Gawin dotyczące problemów nauk humanistycznych sprowadzały się do krytyki odejścia od badań historii narodowej na rzecz lokalnej i porzucenia historii polityki na rzecz historii społecznej i antropologii kultury.

 

Innymi słowy do przekonania, że należy ręcznie sterować tym jak się uprawia humanistykę, wedle przekonań wiceministry.

 

Nie wskazała bowiem żadnej obiektywnej przesłanki za tym, że polityką nie powinno zajmować się z punktu widzenia antropologii kultury, a historii pisać przyjmując perspektywę regionu, a nie narodu.

 

Jej główna propozycja rozwiązująca te „problemy” polegała na przejściu od systemu grantowego do systemu dotacji przedmiotowej, czyli rozdzielanej przez władze uczelni wedle uznania dla istniejących zespołów.

 

Czyli powrotu do czasów z przed reformy minister Barbary Kudryckiej, a także zmiany w punktacji na rzecz polskich pism. Takie hasła mogą przemawiać do części humanistów, wiceministra nawet wspomniała, że sojuszników trzeba szukać możliwie szeroko. Należy jednak pamiętać, że celem tych propozycji nie jest docenienie innego sposobu finansowania humanistyki, ale większa kontrola metodologii i treści badań.

 

Frustracja władzy

 

Oczywiście zarówno nominacja Przemysława Czarnka jak i plany reformy humanistyki snute przez Magdalenę Gawin wynikają z frustracji władzy spowodowanej nonkonformizmem środowisk akademickich w Polsce oraz poczuciem niepewności z powodu pozostawania dużej części życia społecznego poza kontrolą władzy politycznej.

 

Przedstawiciele obozu władzy nie mogą pojąć, że skierowanie całej machiny propagandowej obozu władzy przeciwko LGBTQ+ nie wpłynęło na odstąpienie od używania metodologii gender czy queer studies w badaniach humanistycznych i społecznych oraz że pięć lat rządów nie zachęciło osób z wyższym wykształceniem do popierania rządu.

 

Prawdopodobnie część z nich naprawdę uważa, że jest to spisek międzynarodówki lewicowej, czy rządu niemieckiego, aby zniszczyć katolicyzm i zwalczać polską rację stanu.

 

Nie są wstanie dopuścić myśli, że badacze i badaczki po prostu chcą prowadzić badania nad regionami, używać pojęć antropologii kultury w myśleniu o polityce, czy pisać historie używając metodologii gender studies i nie ma w tym jakiegoś drugiego dna, spisku i manipulacji, który trzeba zwalczyć, żeby wprowadzić „prawdziwą wolność”.

 

Środowiska rządowe i powiązane z rządem inspirują się także zapewne Viktorem Orbánem i wprowadzonym za jego rządów zakazem uprawiania gender studies oraz wymuszoną przez niego wyprowadzką Central European University z Budapesztu do Wiednia.

 

A także decyzją parlamentu rumuńskiego, który niedawno przegłosował zakaz nauczania na uczelniach wyższych o płci kulturowej w oderwaniu od płci biologicznej. Mają nadzieje, że jest to międzynarodowa fala, która odwróci to, co uważają za „ofensywę lewicy” w edukacji.

 

Te pomysły i zmiana ministra nie są zresztą odosobnione. Wedle doniesień wPolityce.pl, premier ma ogłosić przeciw „ofensywie lewicy” promującej tzw. „pedagogikę wstydu” wielki projekt obejmujący kulturę, sztukę, edukację i organizacje pozarządowe pt. „Polska na TAK”. W ramach projektu m.in. przed każdą szkołą ma stanąć maszt z flagą narodową i ma zostać zwiększona liczba godzin historii.

 

Jeżeli te zapowiedzi się spełnią, będzie to wielkie wyzwanie dla środowisk akademickich, które będą musiały bronić niezależności swoich dyscyplin i uniwersytetu jako instytucji i idei.

 

Po dwóch reformach narzucających silną parametryzację i ewaluacje badań naukowych, zapewne propozycje rządowe, aby złagodzić „punktozę”, będą atrakcyjne, ale okupione wyrzeczeniem się niezależności i podjęciem badań wedle metod oraz celów wskazanych przez rząd.

 

Nie należy jednak się spodziewać wycofania rządu z reform organizacyjnych, które raczej nie dopuszczają poważnej ingerencji w same uczelnie, więc te pomysły będą realizowane poprzez finansowe zachęty skierowane do osób uprawiających już naukę w taki sposób, jak chcieliby Przemysław Czarnek i Magdalena Gawin.

 

Doprowadzi to do sytuacji, w której państwo będzie promować i wspierać tylko określone treści, ale wówczas obrona gender studies czy antropologii kultury stanie się obroną wolności uniwersytetu i sensu uprawiania humanistyki.



Autor


Historyk kultury, doktoryzuje się na Uniwersytecie w Zurychu. Skończył socjologię i kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim.


Więcej

Opublikowany

19 października 2020






Inne artykuły tego autora

01.11.2020

Teoria o wahadle była prawdziwa: właśnie walnęło ono Kaczyńskiego w głowę [WIDZĘ TO TAK]

01.09.2020

Ziobro jak Putin straszy „Gejropą” i „wojną kulturową”. A w istocie promuje antywartości



Wesprzyj nas!

Archiwum Osiatyńskiego powstaje dzięki obywatelom i obywatelkom gotowym bronić państwa prawa.


10 
20 
50 
100 
200