arrow search cross



Alicja Cichoń

Udostępnij

„Jest mi źle z tym, że żyję w kraju, w którym zabrania się konstytucyjnego prawa do protestu i wyrażania własnych poglądów.”

 

Alicja Cichoń pracuje w urzędzie miasta w Mińsku Mazowieckim. W 2016 r. zorganizowała w tym mieście „czarny protest”.

 

„Musiałam. Mam dwie córki. Chcę, żeby mogły same decydować o własnym życiu” – mówi.

 

Współorganizowała protesty przeciwko upolitycznieniu sądów. Na początku lipca 2018 roku wraz z kilkudziesięcioma osobami była przed sądem w Mińsku. Manifestanci poszli potem pod biuro posłanki PiS Krystyny Pawłowicz. Tam ktoś przykleił taśmą do ściany budynku plakaty z napisem „Konstytucja” oraz „Wolni ludzie, wolne sądy”.

 

Kilka dni później Alicja Cichoń i dwie inne uczestniczki protestu dostały zawiadomienie o popełnieniu wykroczenia. Szybko zostały przesłuchane, a już 26 lipca sąd wydał wyrok nakazowy: po 100 zł kary i pokrycie kosztów sądowych.

 
„Taki wyrok wydaje się, kiedy okoliczności i wina nie budzą wątpliwości. My nie przyznałyśmy się do winy i odmówiłyśmy składania wyjaśnień. Nie umywam rąk i niczego się nie wstydzę, ale zarzuty nie zostały sformułowane zgodnie z prawdą” – zaznacza. I dodaje: „Jest mi źle z tym, że żyję w kraju, w którym zabrania się konstytucyjnego prawa do protestu i wyrażania własnych poglądów. A tempo działania w policji w naszym przypadku było zadziwiająco szybkie”.

 

Pani Alicja nie daje się zniechęcić, działa dalej. „Przepraszam, że tak sapię, ale właśnie ubieramy Jana Himilsbacha w koszulkę z 'Konstytucją’” – mówi, kiedy do niej dzwonię.

 

„Niczego się pani nie nauczyła?” – pytam.

 

„Będziemy protestować do skutku” – odpowiada.

(EK)

Tekst: Kacper Sulowski, Gazeta Wyborcza (Alicja Cichoń ukarana za powieszenie plakatu z „Konstytucją” na biurze Pawłowicz: Źle mi w kraju, w którym nie można wyrażać poglądów)


Opublikowano: