arrow search cross



Stanisława Kuzio-Podrucka

Udostępnij

„Kobiety nie składają parasolek i dalej walczą o swoje prawa. Także w tak niewielkiej miejscowości jak Zgorzelec. Jestem mamą, jestem kobietą i nie wyobrażam sobie, że mogłabym pójść do więzienia tylko dlatego, że poroniłam. Nie wyobrażałam sobie w tamtym momencie, że moja koleżanka, której organizm nie akceptuje żadnej ciąży mogłaby zostać za to ukarana. To był moment, w którym zdecydowałam się głośno powiedzieć „dość”. Uświadomiłam sobie, że każda ustawa, która ogranicza i zakazuje usunięcie ciąży uderza we mnie albo w kogoś mi bliskiego.”

 

Stanisława Kuzio-Podrucka – liderka Czarnego Protestu w Zgorzelcu.

 

W rozmowie z OKO.press tak opisuje powody swojego zaangażowania:

 

„Prawa kobiet zaczęły się u mnie 18 lat temu, kiedy zaszłam w ciążę. Ze względu na wrodzoną wadę wzroku – jaskrę, wiedziałam, że będę mogła mieć tylko jedno dziecko. Mogłam wtedy przerwać ciążę albo ją donosić. Zdecydowałam, że urodzę. Ale sam ten moment wyboru sprawił, że zaczęłam czynnie uczestniczyć w manifestacjach. Jeździłam do Wrocławia na manify. W miarę możliwości chodziłam też na spotkania o sytuacji kobiet w Polsce. Dowiedziałam się, jak ustawa aborcyjna nie działa.

 

W Zgorzelcu wszystko zaczęło od Ogólnopolskiego Strajku Kobiet (3 października 2016). Zobaczyłam listę miast, które szykują się na manifestację i pomyślałam: no jak to? U nas też musi być. I tak to się zaczęło. Zadziałał efekt kuli śniegowej. Dla mnie jest to też ważny sygnał, że kobiety są w małych miejscowościach. Tu jest ich życie i właśnie stąd ich głos może być słyszany.

 

Zawsze mówię, że w tym strajku jestem niechcący. Wszystko działo się tak szybko. Wiedziałam, że trzeba protestować, żeby kobiety nie szły do więzienia. To był ten impuls. Jeszcze wtedy nie zdążyłam wgryźć się w treść ustawy Ordo Iuris. Nie myślałam o kompromisie. Przyszły moje sąsiadki, mieszkamy na tej samej ulicy od urodzenia. Przyszły, żeby mi kibicować. Mówiły, że za Stasią to wszędzie pójdą.

 

To też jest ważne, że zna się osobę, która to organizuje. Spotyka się ją w bibliotece, na zakupach, ufa się jej.

 

Na początku mój syn przychodził do mnie i mówił, że chciałby, żebym była jak inne mamy. Czyli „normalna”. Z czasem się przyzwyczaił. Teraz gdy wychodzę na kolejną manifestację, mówi, że trzyma za mnie kciuki.

 

Działalność społeczna dodała mi pewności siebie. Jestem nieśmiałą osobą z niską samooceną. Pamiętam jak bardzo byłam zdenerwowana przed pierwszą manifestacją. Wróciłam po niej do domu i rozpłakałam się, bo nie wszystko wyszło tak, jakbym chciała. Z każdym kolejnym wydarzeniem się przełamuję. Ciągle uczę się tego, że mogę. Mam coraz większą odwagę, by wykrzyczeć, czego chcę. Chcę pokazać, że takich kobiet w Zgorzelcu jest więcej.”

 

Źródło: OKO.press (Dzień Wkurzonych Kobiet. Węgorzewo, Sanok, Wałbrzych, Świnoujście, Zgorzelec)


Opublikowano: