arrow search cross



Organizatorzy pierwszego Marszu Równości w Lublinie

Udostępnij

Nagle zobaczyłam, że mogę mieć wpływ na Lublin, lokalną społeczność, co wcześniej wydawało mi się abstrakcyjne. Mimo wielkich przeszkód marsz przeszedł przez miasto, a lublinianie zobaczyli, że wśród nich są osoby LGBTQIA. To początek zmian – mówi Honorata Sadurska, współorganizatorka pierwszego Marszu Równości w Lublinie.

 

Pierwszy w historii Lublina Marsz Równości odbył się 13 października 2018 roku. W intencji organizatorów miał on być manifestacją wsparcia dla środowisk LGBT i wszystkich tych, którzy zmagają się z dyskryminacją, m.in.: niepełnosprawnych, uchodźców, mniejszości narodowych i wyznaniowych. W jego realizację włączyły się osoby z różnych organizacji i środowisk. Jednak nim marsz ruszył musieli stoczyć istną batalię.

 

Na plan organizacji Marszu zareagował wojewoda Przemysław Czarnek (PiS): – Marsz Równości sugerowałby, że mamy w Lublinie jakąś nierówność i trzeba teraz demonstrować równość. Ale jaką mamy nierówność? – pytał na swoim kanale YouTube. W filmie powołał się na Konstytucję RP mówiącą o małżeństwie, jako o związku kobiety i mężczyzny. – Promowanie czegoś odmiennego byłoby więc działaniem antykonstytucyjnym – przekonywał. Stwierdził, że dyskryminacji wobec osób nieheteroseksualnych na Lubelszczyźnie nie ma, bo policja nie odnotowuje przestępstw z nienawiści ze względu na odmienność seksualną. Podkreślił, że miasto powinno promować „zdrowe” życie seksualne. Oparte na rodzinie, na związku kobiety i mężczyzny, na rodzinie zdolnej do prokreacji.

 

Obnoszenie się ze swoją seksualnością jest obrzydliwe i świadczy o braku kultury osobistej. Nie promujmy zboczeń, dewiacji, wynaturzeń. To szkodzi naszym dzieciom, naszemu regionowi – grzmiał wojewoda.

 

I zwrócił się do prezydenta miasta Krzysztofa Żuka (PO) o zablokowanie „tego rodzaju skandalicznych postaw na ulicach Lublina”.

 

W tym samym tonie wypowiedzieli się lubelscy radni PiS i zakazali organizacji Marszu. Wiceprzewodniczący rady miasta Mieczysław Ryba (wybrany z listy PiS) stwierdził, że na takiej samej podstawie byłby zakazany marsz promujący pedofilię. – Można to ze sobą porównać – mówił, nazywając wydarzenie „homoterrorem”.

 

Przeciwne marszowi były też środowiska narodowe. Pojawiły się plakaty z napisem „Lublin bez dewiacji” i „Nie dla marszu homoseksualistów”. Z kolei działacze Klubu Inteligencji Katolickiej wystosowali do prezydenta Krzysztofa Żuka list otwarty zatytułowany „Przeciw homoterrorowi i epatowaniu seksualnością”, domagając się  wydania zakazu organizacji Marszu i powołując się na art. 140 Kodeksu wykroczeń, który mówi o karze w przypadku „publicznego dopuszczenia się nieobyczajnego wybryku”.

 

Inicjatorzy marszu wypowiedziami polityków prawicy i środowisk narodowych nie dali się zastraszyć, stwierdzili że:

 

Jest to sytuacja absolutnie bezprecedensowa, żeby wojewoda wypowiadał się w ten sposób o mieszkankach i mieszkańcach własnego województwa. (…) Jesteśmy bardzo zmotywowani. Marsz się odbędzie – mówiła Honorata Sadurska.

 

 

Do słów wojewody lubelskiego odniósł się również Rzecznik Praw Obywatelskich. Skierował do niego pismo, w którym podkreślił, że w jego wystąpieniu użyte zostały sformułowania obraźliwe dla osób LGBT. Rzecznik przypomniał, że organizacja Marszu Równości w Lublinie stanowi realizację gwarantowanej art. 57 Konstytucji RP wolności organizowania pokojowych zgromadzeń i uczestniczenia w nich oraz art. 54 Konstytucji RP, który mówi o wolności wyrażania poglądów i opinii. Adam Bodnar wyraził również zaniepokojenie publicznym zachęcaniem prezydenta Lublina do zablokowania organizacji wydarzenia.

 

„Zakazanie organizacji zgromadzenia publicznego – Marszu Równości z powodu osobistych przekonań Prezydenta Miasta lub kolizji terminu manifestacji z rocznicą wydarzeń religijnych [101 rocznica Objawień Fatimskich – red.] byłoby rażącym przejawem niezgodnego z prawem ograniczenia wolności organizowania pokojowych zgromadzeń i uczestnictwa w nich oraz wyrażania poglądów i opinii, a także dyskryminacji ze względu na orientację seksualną” – pisał Adam Bodnar.

 

RPO odniósł się też do języka, jakim w nagraniu posługuje się Przemysław Czarnek. Stwierdził, że wypowiedzi przedstawiciela rządu są niedopuszczalne. „Wypowiedź Pana Wojewody może stanowić przejaw mowy nienawiści ze względu na orientację seksualną wobec uczestników wydarzenia” – podkreślił.

 

„Istotnym wyzwaniem pozostaje wyeliminowanie z tej debaty języka nienawiści, agresji i pogardy, co powinno być przedmiotem wspólnej troski wszystkich organów i instytucji publicznych. Przedstawiciele polskiego rządu powinni stać na straży kultury w debacie publicznej. Wzajemny szacunek okazywany w przestrzeni publicznej stanowi bowiem bezcenny wzór dla reszty społeczeństwa”.

 

Jeszcze przed pismem RPO Bart Staszewski – jeden z głównych organizatorów Marszu Równości w Lublinie – złożył prywatny akty oskarżenia przeciwko wojewodzie lubelskiemu i Tomaszowi Pitusze, szefowi klubu PiS w Radzie Miasta. Pitucha napisał na Facebooku, że Marsz Równości w Lublinie „promuje homoseksualizm i pedofilię”. Bart Staszewski domagał się przeprosin za te słowa.

 

– Nie możemy się zgodzić na to, aby nas obrażano i zniesławiano. Dlatego postanowiliśmy bronić naszych praw – mówił w rozmowie z mediami

 

5 października 2018 roku na nadzwyczajnej sesji Rady Miasta w sprawie zakazania Marszu Równości pojawili się tylko radni PiS. Rządząca koalicja prezydenta Krzysztofa Żuka (PO), czyli radni Platformy Obywatelskiej i Wspólnego Lublina, zbojkotowała inicjatywę PiS. W oficjalnym oświadczeniu wydanym przed rozpoczęciem sesji napisali, że radni PiS wykorzystują temat manifestacji do przedwyborczej walki z urzędującym prezydentem i wszczęcia w Lublinie awantury na tle ideologicznym. Na liście obecności podpisało się 14 radnych. Do zebrania kworum zabrakło 2 osób. Prawnik Urzędu Miasta stwierdził, że zgodnie z art. 14 ustawy o samorządzie do podjęcia uchwał potrzebna jest obecność przynajmniej połowy składu Rady.

 

W czasie sesji pod Urzędem Miasta zebrali się zwolennicy Marszu Równości pod hasłem „Lublin za wolnością zgromadzeń”. Honorata Sadurska mówiła:

 

„Radni próbują ograniczać nasze konstytucyjne prawo wolności zgromadzeń. Insynuują, że podczas marszu będzie łamane prawo. Nasz marsz jest legalnym, pokojowym pochodem. Nie ma żadnych powodów, by wywierać naciski na prezydenta”.

 

Głos zabrała także Joanna Marzec ze Stowarzyszenia „My Rodzice”:

 

„W naszym mieście żyje grupa przynajmniej 20 tys. osób LGBT, która nie jest zauważana i nie czuje się tu bezpiecznie. To, że ktoś jest lesbijką, gejem czy osobą transpłciową nie jest powodem do wstydu. Wstydem jest nazywanie mniejszości dewiantami, zboczeńcami, wynaturzonymi osobami. To słyszy cała Polska i usłyszy cały świat. Jako mieszkanka Lublina wstydzę się za włodarzy mojego miasta”.

 

 

Gdy na forach kibiców z Lublina i Białegostoku pojawiły się wpisy o planach zakłócenia wydarzenia i nawołujące do użycia przemocy, prezydent Krzysztof Żuk wydał zakaz organizacji zarówno Marszu Równości jak i zarejestrowanej na ten dzień kontrmanifestacji narodowców. Tę decyzję skrytykował m.in. RPO, jako rażące pogwałcenie konstytucyjnej wolności zgromadzeń.

 

Organizatorzy obu manifestacji złożyli odwołania do Sądu Okręgowego w Lublinie, ale ten utrzymał w mocy decyzję prezydenta Żuka. Postanowienie uzasadniono tym, że spotkanie uczestników Marszu z kontrmanifestantami mogłoby doprowadzić do konfliktu, który stanowiłby zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego. Inicjatorzy Marszu złożyli więc odwołanie do Sądu Apelacyjnego. 12 października 2018 roku Sąd Apelacyjny w Lublinie uchylił decyzję o zakazie. W uzasadnieniu wyroku sędzia wskazała, że:

 

Wolność zgromadzeń pełni doniosłą rolę w demokratycznym państwie prawnym i jest warunkiem istnienia społeczeństwa demokratycznego. Zgromadzenia są istotnym instrumentem demokracji bezpośredniej. I niedopuszczalne jest uzależnienie realizacji wolności zgromadzeń od reakcji przeciwników zgromadzenia.

 

Obecny na rozprawie w Lublinie Adam Bodnar powiedział po decyzji Sądu Apelacyjnego:

 

Cieszę się, że sąd zwrócił tak mocno uwagę na znaczenie organizowania pokojowych zgromadzeń dla funkcjonowania demokracji, reprezentowania głosu także tych najsłabszych, którzy często nie mają głosu w debacie publicznej. (…) To wielkie święto tych wszystkich, którzy walczą od lat o prawa człowieka i o to, żeby dyskryminowane grupy miały należyty głos w debacie publicznej.

 

Marsz rozpoczął się 13 października o 13:00. Po wysłuchaniu przemówień uczestnicy mieli przejść ul. Kowalską i Lubartowską, dalej skręcając w stronę ul. Krakowskie Przedmieście. Pochód był parokrotnie blokowany. Naprzeciw uczestnikom marszu wyszli kibole, chuligani i środowiska narodowe. Narodowcy zablokowali m.in. wejście na ul. Kowalską, co zmusiło organizatorów Marszu do zmiany trasy. Leciały race, petardy, butelki. Interweniowała policja. Ale uczestnicy pochodu nie dali się zastraszyć.

 

– Jestem pod wrażeniem odwagi tych wszystkich ludzi. Idą w marszu mimo niebezpieczeństw. To wyjątkowy i ważny dzień – mówiła Gazecie Wyborczej 56-letnia Dagi Knelelleffen, która przyjechała na marsz z Berlina.

 

Marszowi towarzyszył utwór „Show must go on” zespołu Queen.

 

– Proszę państwa, jeśli się chce, to można umożliwić skorzystanie z wolności zgromadzeń. Stoczyliśmy niemałą batalię, aby przejść ulicami Lublina. Przeszliśmy. Pierwszy Marsz Równości przeszedł przez Lublin. Pokazaliście, że Lublin jest wolny od faszyzmu. Jest to dla nas wielkie święto. Dziś jest święto wolności – mówił na zakończenie marszu Bart Staszewski.

 

Pochód zakończył się pod Centrum Spotkania Kultur.

 

– Ten dzień przejdzie do historii Lublina jako największa demonstracja za wolnością!  Oto prawdziwe urzeczywistnienie hasła: „Lublin – inspiruje nas wolność”. Jak widzicie, mam na sobie wielką flagę Polski, bo jestem Polską i wy także jesteście Polską! Nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej. Polska to nie wstyd, to prawda! Polska dla wszystkich, dla ludzi o różnych kolorach skóry, narodowościach, językach, sprawnościach, orientacjach seksualnych, dla starych i młodych. Takiej Polski chcemy! – mówiła do zgromadzonych na pl. Teatralnym Anna Dąbrowska, prezeska organizacji Homo Faber. Po jej wystąpieniu tłum skandował: „Tu jest Polska!”.

 

W pochodzie uczestniczył m.in dr hab. Tomasz Kitliński, wykładowca filozofii na UMCS, który kilka lat wcześnie jako pierwsza publiczna osoba w Lublinie dokonał coming outu.

 

– Czekałem na to całe życie. Spełnia się moje marzenie o prawach człowieka i szacunku dla naszej miłości. Lublin z tradycjami tolerancji wreszcie doczekał się święta miłości i demokracji. Troska o mniejszości to podstawa społeczeństwa obywatelskiego i sfery publicznej. W dniu Marszu Równości Lublin jest w pełni światowy – powiedział.

 

 

Przeczytaj też:

 


Opublikowano:





Wesprzyj bunt!