arrow search cross



Agata Lenard

Ofiara "dobrej zmiany"


Udostępnij

„PiS nie może mi zarzucić, że protestuję, bo mnie oderwano od koryta. W moim przypadku tym korytem od 17 lat jest opieka nad niesamodzielnym synem. Karmienie, ubieranie, nauka”

 

Syn zresztą towarzyszy jej czasem podczas manifestacji. Wózek pchał nawet senator Bogdan Klich. Z KOD związana od początku. Za uderzenie w bęben podczas kontrmiesięcznicy smoleńskiej dostała nakazowy wyrok sądu. Za nią też kilka rozpraw w krakowskim sądzie.

 

Absolwentka średniej szkoły muzycznej (stąd współpraca z bębniarzami), orientalistka i językoznawczyni.

 

– Z racji wykształcenia jestem wrażliwa na język. Dla tego PiS-owskiego, podobnie jak dla języka systemów totalitarnych, charakterystyczne jest odwracanie znaczeń. Choćby nazwa „Prawo i Sprawiedliwość” dla partii, która notorycznie łamie prawo. Albo tytuł „Niezależna” dla gazety, która jawnie sprzyja rządzącym – analizuje.

 

Po raz pierwszy na kontrmiesięcznicę do Warszawy krakowscy „bębniarze” pojechali w lipcu 2016 roku.

 

– Już wtedy nas zauważono. Gdy zjawiliśmy się miesiąc później, jedna z policjantek zaczęła nas nagrywać, zanim jeszcze zdążyliśmy zagrać kilka taktów. Potem spisali nasze dane. Bez powodu: wyrażaliśmy swój protest w legalnej demonstracji, to było jeszcze przed nowelizacją ustawy o zgromadzeniach i nie graliśmy po 22:00 – wskazuje i zastanawia się, czy za „dobrej zmiany” każdy występ muzyczny na ulicy będzie karany.

 

We wrześniu 2017 roku dostała wezwanie na policję. Mieszka w małej miejscowości, więc radiowóz podjechał pod jej dom, dzielnicowy ustalił termin przesłuchania. Pół roku później przyszedł nakazowy wyrok sądu i niewielka grzywna do zapłaty. Odwołała się, stąd rozprawy sądowe.

 

– Sędzia dotąd nie ma żadnego materiału dowodowego, choć o niego prosi. Nie może go być, bo podczas tej kontrmanifestacji jedynie kilka razy uderzyliśmy w bębny – wyjaśnia.

 

Protestuje nadal. Boli ją dzielenie Polaków, wykluczanie części z nich ze wspólnoty.

 

– Odkąd udzielam się w KOD ksiądz już dwa razy nie przyszedł do mnie po kolędzie, choć uchyliłam bramę na znak, że czekam – mówi ze smutkiem.

 

Ale zapewnia, że żadne szykany – również te sądowe – jej nie przestraszą.

 

– Przeciwnie. To wszystko tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że trzeba walczyć dalej póki jeszcze możemy się bronić, a nie dać się ugotować jak ta żaba – mówi.

 

Autor tekstu: Magdalena Kursa

Źródło: Gazeta Wyborcza („Ofiara „dobrej zmiany”. Komu bije Agata Lenard”)

 

Przeczytaj również:

 


Opublikowano: