arrow search cross



Karolina Kuszlewicz

Udostępnij

„Tworzymy systemy prawne, decydując o losie przyrody i zwierząt, które nie mogą wypowiedzieć się we własnej sprawie. Chcę występować w ich imieniu. Dążyć do zmian systemowych, walczyć przed organami ścigania i sądami. Wierzę, że prawo w połączeniu z wrażliwością ma moc zmieniania świata na lepsze”

 

Karolina Kuszlewicz – adwokatka, ekspertka i edukatorka w zakresie prawnej ochrony zwierząt i przyrody, aktywistka ekologiczna. Autorka „Manifestu w obronie zwierząt”. Publikuje felietony w Krytyce Politycznej. Jest rzeczniczką ds. ochrony zwierząt przy Polskim Towarzystwie Etycznym. W listopadzie 2017 otrzymała pierwsze miejsce w rankingu Rising Stars – Prawnicy Liderzy Jutra.

 

Współpracuje z organizacjami pozarządowymi jako pełnomocnik w postępowaniach karnych i administracyjnych, doradza im w procesie legislacyjnym, pomaga prawnie podczas interwencyjnego odbioru zwierząt. Zajęcia edukacyjne i sprawy sądowe prowadzi na terenie całej Polski.

 

Jedną z nich była sprawa ochrony karpi przed niehumanitarnym traktowaniem. To dzięki jej uporowi (aby dobrze zrozumieć temat, uczyła się m.in. podstaw neurobiologii ryb) doszło do wydania przez Sąd Najwyższy przełomowego orzeczenia.

 

Sprawa karpi zaczęła się w 2010 roku. Przyszła do mnie Prezeska Fundacji „Noga w Łapę. Razem idziemy przez świat” Renata Markowska. Pokazała filmy, jak żywe ryby trzymane są w sklepie jedne na drugich, bez wody, szamocą się, czasem spadają na podłogę i są wrzucane z powrotem. Żywe ryby bez wody, traktowane jak worek ziemniaków. Wzięłam tę sprawę, bo zobaczyłam ewidentne łamanie prawa. Nie ma we mnie zgody na wybiórcze traktowanie przepisów. Przegrywaliśmy przez lata wszystko. W pierwszej instancji, potem apelacja – też przegrana. Wierzyłam jednak, że mamy rację, nie tylko moralnie, ale przede wszystkim prawnie. W 2016 roku Sąd Najwyższy uwzględnił naszą kasację i orzekł, że karpie, tak jak wszystkie inne zwierzęta kręgowe, mają zapewnioną ochronę prawną. To pierwszy wyrok w historii Sądu Najwyższego dotyczący ochrony ryb przed niehumanitarnym traktowaniem.

 

Ten wyrok ma przełomowy charakter dla stosowania prawa. Sąd Najwyższy rozprawił się z wieloma błędami w interpretowaniu ustawy o ochronie zwierząt. Po pierwsze, wskazał na truizm, który jednak był potrzebny do wygłoszenia, że naturalnym środowiskiem karpia jest woda i zasadą powinno być, że w wodzie jest trzymany i transportowany. Sąd stwierdził też, że fakt, iż w danych okolicznościach zwierzę może przeżyć nie znaczy, że nie cierpiało. A w ten nieprawidłowy sposób często interpretowano ustawę o ochronie zwierząt.

 

W tej sprawie nie walczyłam tylko o karpie. Chodziło o coś szerszego, o przestrzeganie prawa, które jest. Organy ścigania, sądy i urzędy nie mogą traktować spraw zwierząt lekceważąco tylko dlatego, że dotyczą one innych istot niż ludzie. Te przestępstwa wymagają tak samo poważnego ścigania, zwłaszcza, że już wiemy, iż przemoc wobec zwierząt często jest powiązana z przemocą wobec ludzi.

 

Była to jedna z najważniejszych batalii sądowych w 20-letniej historii ustawy o ochronie zwierząt. Jak pisała Gazeta Prawna o wyroku „doprawdy niewielu prawników jest w stanie zmusić wielkie sieci handlowe do zmiany utartych (i najmniej kłopotliwych) praktyk”.

 

Determinacja Karoliny Kuszlewicz została doceniona. W 2017 roku  została uznana za najlepszego prawnika młodego pokolenia w Polsce w rankingu Rising Stars – Prawnicy Liderzy Jutra.

 

Kapituła konkursowa tak uzasadniła werdykt:

 

Jak zawsze liczyły się przede wszystkim osiągnięcia zawodowe i prospołeczne zaangażowanie. A pod tym względem Karolina Kuszlewicz nie ma sobie równych.

 

Na pytanie, jak przyjęła wiadomość o tym wyróżnieniu odpowiada:

 

Ta nagroda poza tym, że jest naprawdę ważnym wyróżnieniem dla mnie, pokazuje coś jeszcze. Uważam to za totalny przełom w myśleniu o zwierzętach na poziomie prawa. Przez lata prawna ochrona zwierząt i przyrody była lekceważona, uważana za mniej poważną niż np. obsługa spółek handlowych. Na studiach miałam problem ze znalezieniem promotora mojej pracy magisterskiej o ochronie zwierząt. Pierwsze sprawy sądowe były naprawdę trudne. A powinno być wręcz przeciwnie. Tam, gdzie mamy do czynienia z żywymi istotami, ochroną ich życia, zdrowia, prawem do wolności od cierpienia – walczymy o najważniejsze wartości, wpływające także na jakość życia naszą i przyszłych pokoleń.
Pracowałam też w prawie gospodarczym i uważam, że ochrona zwierząt wymaga równie wysokiego profesjonalizmu, jak pozostałe obszary prawa. Nie ma podstaw do jej dewaluowania.

 

To nie jedyny przełom w myśleniu o prawach zwierząt – na początku 2018 roku Klub Gaja zainicjował debatę na temat ochrony praw zwierząt w Polsce. Jej efektem było powołanie przez Polskie Towarzystwo Etyczne funkcji rzeczniczka do spraw ochrony zwierząt. We wrześniu 2018 roku powierzono ją Karolinie Kuszlewicz.

 

W rozmowie z OKO.press tak tłumaczyła swoją rolę jako rzecznika:

 

Rzecznika powołuje Polskie Towarzystwo Etyczne, więc jest to funkcja o charakterze społecznym. Ale uważamy, że w przyszłości takie stanowisko powinno zostać utworzone na szczeblu państwowym, bo dziś dostrzegamy widoczny brak instytucjonalnej, systemowej reprezentacji zwierząt. Dlatego będziemy się angażować w takie działania. Społeczna wrażliwość na los zwierząt wzrasta, więc jestem pewna, że powołanie takiego rzecznika na szczeblu państwowym jest tylko kwestią czasu. Choć nie wiem, jak długiego, bo to stanowisko będzie musiało zostać umocowane w polskim prawie. A to wymaga zmian legislacyjnych. Cel długoterminowy to uczynienie ochrony zwierząt wartością konstytucyjną. Dziś w Konstytucji RP mowa jest tylko o ochronie środowiska.

 

Jako rzecznik ds. ochrony zwierząt bada, jak faktycznie w Polsce jest realizowana zasada humanitarnego traktowania zwierząt. Pokazuje sprzeczności w naszym prawie, które dotyczą zwierząt. Analizuje też orzecznictwo sądowe, by sprawdzić, na ile w języku prawniczym zwierzę – wbrew zapisom ustawy o ochronie zwierząt – nadal jest rzeczą. Karolina Kuszlewicz:

 

Jako Rzeczniczka uważam, że ochrona żywej istoty przed cierpieniem jest kwestią pryncypialną. Silne prawo musi stać po stronie najsłabszych. A z przyczyn oczywistych różnic gatunkowych – zwierzęta są dziś najsłabszymi istotami w obrocie prawnym. Bo żyją, odczuwają, ale nie mają szans zawalczyć o kształt przepisów. Dziś zbyt lekko traktuje się życie i śmierć zwierząt.

 

 

Jej zdaniem prawo powinno być wrażliwe, dostrzegać nie tylko suchy przekaz, ale ideę, która za nim stoi.

 

Od zawsze mam poczucie, że przyroda, zwierzęta i w ogóle środowisko naturalne nie należą do mnie. Staram się żyć we współistnieniu zamiast dominacji. Uważam, że mamy jako ludzkość ogromne zobowiązanie do dbania o te żywe wartości. Tworzymy systemy prawne, decydując o losie przyrody i zwierząt, które nie mają szans wypowiedzieć się we własnej sprawie. Dlatego już na studiach prawniczych wiedziałam, że chcę występować w ich imieniu. Dążyć do zmian systemowych, walczyć przed organami ścigania i sądami. Brzmiało to niewiarygodnie, a dziś to robię jako adwokatka niemal każdego dnia. Wierzę, że prawo w połączeniu z wrażliwością ma moc zmieniania świata na lepsze!

 

Od 2017 roku Karolina Kuszlewicz prowadzi pierwszego w Polsce adwokackiego bloga w pełni poświęconego ochronie zwierząt „W imieniu zwierząt i przyrody – głosem adwokata”. Analizuje w nim przepisy, orzecznictwo, przykłady spraw, dane naukowe i regulacje prawne innych państw.

 

Łączę w nim moją praktykę adwokacką z wrażliwością na zwierzęta i pasją do przyrody. Dzielę się doświadczeniami, inspiracjami, a także problemami związanymi z występowaniem „w imieniu zwierząt i przyrody”. Chciałabym, aby mój blog był wsparciem merytorycznym i motywacją do działania.

 

Jak mówi wrażliwość wyniosła z domu:

 

Dzieciństwo w większości spędziłam u moich dziadków i to tam widzę korzeń mojego poczucia współistnienia z przyrodą. Byłam uczona empatii do ludzi i zwierząt. Odkąd pamiętam, oczywiste było dla mnie, że przyroda i zwierzęta mają prawo do swojego własnego życia. Nigdy nie brać więcej niż się potrzebuje z przyrody. Podobnie oczywiste w naszym domu było niejedzenie mięsa, zapoczątkowane przez moją babcię, a może nawet wcześniej – przez pradziadka, ale wtedy jeszcze nikt nie nazywał tego „byciem wege” (śmiech). Mama z kolei zaszczepiła we mnie silny pierwiastek wojowniczki. Pierwszą sprawę przeprowadziłam, gdy miałam jakieś 5 lat i dzieci na podwórku zaczęły zbierać ślimaki do słoików. Podniosłam wtedy straszny alarm. Domem ślimaka była łąka, nie słoik i to było dla mnie niepodważalne. Niestety ta pierwsza interwencja okazała się nie do końca skuteczna. Ale wtedy urodziła się we mnie buntowniczka.

 

 

Opracowanie sylwetki: Aleksandra Gieczys-Jurszo

 

Zobacz też:

 


Opublikowano: